Dzisiejszy felieton zatytułowałem dość przewrotnie, ponieważ chciałbym sprowokować nim mojego znakomitego sąsiada z łamów „Kurka Mazurskiego” doktora Tarasiuka.
Włodek jest dla mnie niekwestionowanym medycznym autorytetem, tymczasem ja zamierzam dzisiaj opisać kilka przesądów, czy też powszechnie przyjętych popularnych wierzeń z zakresu „zdrowotności”, co do których mam niejakie wątpliwości. Będą to takie sobie obyczajowe spostrzeżenia felietonisty, niepoparte żadną fachową wiedzą. Mam zatem nadzieję, że mój wykształcony kolega po piórze da się sprowokować i zechce potwierdzić lub też zaprzeczyć moim poglądom na opisane prozdrowotne przekonania większości obywateli, które mnie osobiście wydają się bezzasadne. Będę szczęśliwy, doktorze, jeśli tym sposobem napiszemy coś jakby wspólny felieton w dwóch częściach.
Zacznijmy od sprawy picia napojów chłodzonych. Od niepamiętnych czasów napoje zimne pijam zawsze mocno schłodzone. Mimo że jestem namiętnym piwoszem, piwa ciepławego nie wezmę do ust. Obojętnie latem, czy zimą. Piwo nie dość zimne uważam za niesmaczne. Tymczasem zimową porą piwo z lodówki można kupić tylko w dużych centrach handlowych. Małe osiedlowe sklepiki wyłączają już na jesieni swój sprzęt chłodniczy, bo jak wiadomo nikt nie kupi zbyt zimnego piwa o tej porze roku. Niezdrowo! Z takim poglądem nie spotkałem się nigdzie na świecie.