.. sklepy walutowe i wranglery odlotowe. Posiadanie kultowych spodni w czasach, gdy chodziłam do szkoły średniej było szczytem marzeń każdego.
Wielu moich rówieśników paradowało w takich oryginałach. Nie ukrywali, że nabyli dżinsy w Peweksie i to za dolary. Wiadomo, że podobnie jak moi rówieśnicy, chciałam i ja mieć takie spodnie. W Szczytnie przy ul. Sienkiewicza był sklep Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego, który odwiedzałam z koleżankami, ale niestety dolarów nie miałyśmy, więc tylko tęsknie spoglądałyśmy na uginające się od luksusu półki. Do dziś pamiętam intrygujący, ekskluzywny wystrój placówki oraz pełen obietnic zapach, pamiętam też piękne, eleganckie i zawsze uśmiechnięte ekspedientki. Mimo że zachodziłyśmy do Peweksu, by tylko popatrzeć, one nigdy nie okazały zniecierpliwienia. Zawsze miały przyjazny, pobłażliwy uśmiech i cierpliwość. Trochę te spodnie kosztowały, a z dolarami różnie bywało. Jak już wielokrotnie wspominałam, urodziłam się w czepku, więc uzbrojona w cierpliwość zbierałam kasę na dolary i czekałam cierpliwie na spełnienie marzeń. Tymczasem moja mama w normalnym sklepie kupiła „teksas” i uszyła podobne. Wprawdzie daleko było im do tych wymarzonych, ale stanowiły namiastkę oczekiwań. Pewnego dnia w naszym domu zjawiła się Ilza, Mazurka, która została przesiedlona do Niemiec. Przyjechała z wizytą i przywiozła nam prezenty. Wśród nich były wspaniałe, wyśnione wranglery. Do kolekcji dostałam kilka fantastycznych bluzeczek i mogłam szpanować.