Wyroby szczycieńskiej piekarni Benedykta i Marka Bielskich są najlepsze w województwie. Tak uznało jury podczas tegorocznych X Jesiennych Targów Rolniczych w Olsztynie.

Pieczywo z pucharem

Ojciec i syn

W konkursowe szranki podczas rolniczych targów szczycieńska piekarnia staje od pięciu lat i za każdym razem zdobywa co najmniej wyróżnienie. Za najlepszą uznana została w 1999 roku i obecnie. Za rywali miała ponad 20 różnych zakładów z całego województwa, które przystąpiły do konkursu.

- Oceniana była jakość pieczywa i jego asortyment - mówi Benedykt Bielski, dziś już ponad 70-letni nestor miejscowego piekarnictwa. W swoim fachu pracuje już 53 lata. Najpierw, przez 30 lat, pracował "na państwowym", w miejscowym PSS "Społem". Przez cztery lata pełnił funkcję technologa produkcji piekarniczo-cukierniczej w dziale kontroli. W 1980 roku postanowił przejść "na swoje", najpierw w niewielkiej piekarni przy ul. 1 Maja. Cztery lata później rozpoczął budowę nowego zakładu przy ul. Władysława IV. Po dalszych dwóch ruszyła tam produkcja. Nowoczesna wówczas piekarnia dziś wymaga już "uwspółcześnienia" i to, między innymi, w najbliższym czasie zamierza przeprowadzić Marek Bielski, syn i następca pana Benedykta.

Na pytanie, od kiedy para się piekarnictwem, żartobliwie odpowiada: od urodzenia. Dodaje, że arkana wiedzy posiadł już jako uczeń piątej klasy podstawówki. Ojciec, co prawda, próbował go wykierować na zawodowego żołnierza, ale mu się nie powiodło. 44-letni dziś Marek rzucał kolejne kierunki studiów, by w 1982 roku, ostatecznie dołączyć do rodzinnej firmy. Obaj panowie tworzą dziś spółkę, pod której egidą działa piekarnia oraz funkcjonują trzy sklepy. Firma zatrudnia 38 osób, z których aż 14 - to uczniowie, młodzi ludzie zgłębiający tajniki wypieku chleba i ciast.

- Naukę fachu zaczynał u mnie Zygmunt Zapadka i kilku innych znanych dziś szczycieńskich piekarzy - nie ukrywa dumy pan Benedykt zapewniając, że nie przeszkadza mu fakt, iż wychował sobie konkurencję. Bo piekarni w Szczytnie jest aż 11. - Trochę za dużo - dodaje piekarz. Jego własny zakład wykorzystuje około 80% mocy przerobowych, produkując dziennie 7 tysięcy tzw. zwykłych bułek i około 2 tysięcy bochenków chleba. W mniejszych ilościach wyrabiany jest inny asortyment, którego lista obejmuje 25 pozycji.

Pomoc potrzebującym

Podstawowa produkcja jest zwiększana, gdy zachodzi potrzeba. Podobnie bowiem jak jego wychowanek Zygmunt Zapadka, pan Benedykt nie odmawia wsparcia. Dowodzą tego liczne dyplomy, pisma dziękczynne i gratulacje, na które na ścianach sklepu przy ul. Władysława IV brakuje już miejsca.

- Dziś na przykład (piątek 19 września - przyp. H.B.) dodatkowo upiekliśmy 2 tysiące bułek. Prosił o nie wójt gminy Szczytno, dla dzieci, które uczestniczą w akcji sprzątania świata - mówi.

Bez opłaty pieczywo dostarczane jest też dla Ponadlokalnego Centrum Rehabilitacyjno-Edukacyjnego, a także nieopodal mieszkającej bardzo licznej rodzinie. Tysiące bochnów z piekarni Bielskich opuściły Szczytno w 1997 i w 2001 roku i pojechały na południe Polski, w rejony dotknięte powodzią.

- Za pierwszym razem inspektorzy skarbowi byli łagodni i zwolnili tę "pomocową" partię pieczywa z 7-procentowego VAT-u, ale to był jedyny przypadek - wspomina pan Benedykt wyjaśniając z żalem, że fiskusa nie obchodzi co on robi z produkcją (czy sprzedaje, czy rozdaje). Haracz skarbowi państwa i tak musi zapłacić.

Sukces w recepturze

Prestiżowe laury, które zbiera piekarnia Bielskich, jej założyciel przypisuje stosowanej recepturze. Powiada, że jest jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym, który do wyrobów nie dodaje chemikaliów, czyli tzw. polepszaczy.

- Niektóre produkowane są np. ze świńskiej szczeciny lub z ludzkich włosów. Jak coś takiego można włożyć do chleba? - dziwi się pan Benedykt i dodaje, że według naukowych badań przeciętny człowiek w ciągu roku zjada około trzy razy więcej chleba niż sam waży. - Niemieckie organizacje konsumenckie obliczyły, że każdy obywatel tego kraju wraz z pieczywem w ciągu roku zjada blisko 4 kilogramy przeróżnych substancji chemicznych. Dodaje się celulozę, sole sodowe czy wapniowe, a nawet gips, który według "fachowców" reguluje wzrost ciasta. Najpowszechniejszy, bo najbardziej uniwersalny środek, o tajemniczej nazwie DE-451, pozwoliłby podobno na to, by nawet z trocin upiec ładnie wyglądający chleb.

- To samo, jak się chce, można osiągnąć tradycyjnymi metodami, więc po co truć konsumentów? - prezentuje swą zawodowo-życiową zasadę Benedykt Bielski.

(hab)

2003.09.24