Władze Szczytna chwalą się, że dzięki rozbudowanemu systemowi kamer miasto jest jednym z najbezpieczniejszych w regionie. Czy jednak monitoring służy dobrze zwykłym obywatelom? Przykład pana Pawła, któremu nieznany sprawca tuż pod okiem kamery uszkodził samochód pokazuje, że nie do końca. Choć od zdarzenia upłynęły już dwa tygodnie, poszkodowany bezskutecznie stara się o udostępnienie mu nagrania.

OFICJALNIE WSZYSTKO DZIAŁA

Po co nam ten monitoring?Pan Paweł mieszka poza Szczytnem, ale tu pracuje. W środę 29 lipca zaparkował swój samochód na ul. Linki, naprzeciwko punktu Lotto. W pewnym momencie nieznany sprawca uszkodził auto i oddalił się z miejsca zdarzenia. Obszar, gdzie do niego doszło jest monitorowany przez kamerę miejskiego monitoringu wiszącą przy poczcie. Po uszkodzeniu pojazdu, pan Paweł zgłosił się na policję w celu zabezpieczenia nagrania. – Liczyłem, że oko kamery nagrało sprawcę – mówi. Wcześniej zadzwonił na komendę, by dowiedzieć się, czy urządzenie działa. Wtedy usłyszał odpowiedź, że tak. Pan Paweł złożył więc stosowny wniosek o zabezpieczenie nagrania i zgłosił uszkodzenie samochodu. Po kilku dniach, we wtorek 4 sierpnia ponownie udał się na policję, aby dowiedzieć się na jakim etapie jest jego sprawa. Spotkał go jednak srogi zawód.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.