Wraz z początkiem przyszłego miesiąca stawka bazowa czynszu za 1 m2 w lokalach mieszkalnych należących do miasta wyniesie 3,01 złotych, czyli o 10 groszy więcej niż obecnie. Dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Szczytnie Janusz Woźniak tłumaczy podwyżkę rosnącymi kosztami eksploatacji budynków oraz wzrostem cen mediów. Tymczasem połowa lokatorów zalega z regularnymi płatnościami, przez co zakład nie może wykonywać poważniejszych prac remontowych podnoszących estetykę znajdujących się zwykle w opłakanym stanie miejskich zasobów.
TRZEBA PŁACIĆ WIĘCEJ
Zgodnie z polityką miasta dotyczącą zasobów komunalnych, podwyżki w ostatnich latach wprowadzane są częściej, dzięki czemu mają nie być dla mieszkańców dotkliwe. W ubiegłym roku stawka za czynsz wzrosła o 6, w tym o 10 groszy. Dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Szczytnie Janusz Woźniak tłumaczy, że podniesienie opłat jest konieczne ze względu na rosnące koszty eksploatacji budynków.
- Wszystko idzie w górę – ceny prądu, utrzymanie nieruchomości, sprzątanie – wylicza. Lokatorzy mogą jednak liczyć na pewne ulgi wynikające z posiadania ogrzewania piecowego (15%), centralnego ogrzewania na paliwo stałe (5%), korzystania z lokalu bez gazu przewodowego (15%), bez łazienki (15%), w suterenie (5%), w przypadku wc poza budynkiem (5%) czy zajmowania mieszkania w budynku przeznaczonym do rozbiórki (5%). Podwyżka dotyczy nie tylko lokali mieszkalnych. Więcej zapłacą także najemcy korzystający z pomieszczeń gospodarczych przeznaczonych np. do składowania opału. Tu cena za 1 m2 wyniesie 0,66 groszy, natomiast za lokal socjalny lub pomieszczenie tymczasowe – 0,75 groszy. Czynsz za lokale użytkowe wzrósł o 5% w przypadku umów, w których podwyżka nie została wcześniej określona i o 2,5% dla umów, w których dokonuje się podwyższenia czynszu raz do roku o stopień inflacji.
PLAGA DŁUŻNIKÓW
Środki uzyskane z tytułu czynszów ZGK przeznacza na bieżące utrzymanie swoich zasobów. Nie starcza ich jednak na poważniejsze remonty. Powodem jest największe utrapienie zakładu, czyli dłużnicy. Z regularnymi opłatami zalega połowa lokatorów. To powoduje, że miasta zwyczajnie nie stać na poprawę stanu technicznego budynków, nie wspominając już o estetyce. Wystarczy wspomnieć, że w pierwszym kwartale ubiegłego roku oporni lokatorzy byli winni ZGK 400 tys. złotych. Na jaką sumę zalegają teraz, dyrektor nie chce zdradzić.
- Z powodu zaległości w opłatach czynszu ograniczamy się tylko do prac związanych z utrzymaniem technicznej sprawności budynków tak, by ich eksploatacja była bezpieczna – tłumaczy dyrektor. Chodzi głównie o zabezpieczenie właściwego działania instalacji czy kominów. O tym, by np. wykonać nowe elewacje na starych, często stuletnich budynkach, nie ma nawet mowy.
Zakład próbuje w różny sposób radzić sobie z dłużnikami, jednak działania te nie zawsze przynoszą pozytywny skutek. Stąd pomysł, by najbardziej opornych dokwaterowywać do zadłużonych już mieszkań o niskim standardzie. ZGK zakwalifikował do tego już 36 rodzin, które mają wyroki eksmisyjne.
- W ten sposób zamiast przykładowo dwóch zadłużonych lokali, będę miał jeden – mówi Janusz Woźniak. Lokatorzy zalegający z zapłatami najczęściej tłumaczą się brakiem pieniędzy, trudną sytuacją życiową spowodowaną utratą pracy lub chorobą. Są jednak i tacy, których na opłaty stać, ale nie uiszczają ich, powołując się na argument, że inni tego też nie robią. Często powodem niepłacenia są również rozmaite patologie społeczne. Bywa i tak, że po rozmowach z dyrektorem niektórzy decydują się uregulować choćby część długu. Ci, którzy tego nie zrobią dobrowolnie, mogą jednak bardzo żałować. W przypadku, kiedy wniosek o zapłatę należności trafia do sądu, koszty związane z całym postępowaniem znacząco wzrastają. Według dyrektora ZGK mogą one sięgnąć nawet 70% zadłużenia. Do tego jeszcze w przypadku zwłoki narastają odsetki.
UŻYTKOWYCH NIE SPRZEDAJĄ
Obecnie ZGK administruje 1100 lokalami mieszkalnymi. Systematycznie liczba ta się zmniejsza, bo część lokatorów decyduje się na ich wykup. Rocznie miasto pozbywa się w ten sposób około 40- 50 mieszkań. Nie zmienia się za to zasób lokali użytkowych, z dzierżawy których zakład ma największe wpływy. Ich użytkownicy, jak informuje dyrektor, na ogół nie uchylają się od płacenia, choć zdarzają się przypadki nieterminowego wywiązywania się z tego obowiązku. Zgodnie z prowadzoną polityką, miasto nie pozbywa się lokali użytkowych. Wyjątkiem są obiekty o dużej powierzchni.
W zeszłym roku nie udało się sprzedać w drodze przetargów dwóch takich budynków. Chodzi o biurowiec na ul. Pola 5 (900 m2), gdzie wcześniej mieściło się centrum doskonalenia zawodowego oraz zabudowania byłej cukierni na ul. Ogrodowej 14 (400 m2). Ceny za dzierżawę lokali użytkowych wahają się od 3,9 zł do 41 zł za m2.
PROBLEMY Z ROZBIÓRKAMI
W zasobach komunalnych znajdują się najstarsze w mieście budynki. Stan wielu z nich jest tak zły, że praktycznie nie nadają się one do eksploatacji. Te najbardziej zniszczone, zagrażające bezpieczeństwu lokatorów, zakład wytypował do rozbiórki. W tym roku z krajobrazu miasta znikną dwa obiekty położone nad małym jeziorem na ul. Mickiewicza 2 i 6. Oba od pewnego czasu stoją puste. Do niedawna zamieszkiwało je w sumie osiem rodzin, które zostały już stamtąd wykwaterowane. Teren po wyburzonych domach miasto planuje podzielić i wystawić na sprzedaż. W zeszłym roku rozebrano parterowy budynek mieszkalny na ul. 1 Maja 50. Teraz na liście domów do rozbiórki pozostanie 36 obiektów położonych m. in. na ul. Leyka, 1 Maja, Sobieszczańskiego czy Barcza. Problem jednak w tym, że miasto nie dysponuje odpowiednią liczbą mieszkań dla osób, które trzeba by było wykwaterować. To powoduje, że z rozbiórkami należy poczekać, tym bardziej, że na razie nie ma w planach budowy nowych budynków komunalnych. W minionym roku oddano do użytku blok na ul. Łomżyńskiej składający się z 18 mieszkań. Nie zakwaterowano tam jednak osób z listy oczekujących, lecz te, które spełniały odpowiednie kryteria finansowe, a zajmowały dotąd lokale o niższym standardzie. Na ich miejsce przyszli lokatorzy z mieszkań będących w gorszym stanie technicznym. Dopiero do tych lokali trafili oczekujący z listy.
- Dzięki takiemu rozwiązaniu trzy razy więcej osób poprawiło swoje warunki mieszkaniowe – mówi wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk.
(ew), (o)/fot. M.J.Plitt, archiwum