Tydzień temu napisałem felieton o polskich przestępcach okresu międzywojennego.
Była to dość krwawa prezentacja ówczesnych gangsterów i bandytów. Tych o najgorszej sławie. Jak zwykle pisałem z głowy, czyli z niczego, ale oczywiście swoją niewielką wiedzę podbudowywałem informacjami wyszukanymi w rozmaitych, literackich opracowaniach. Przeglądając różne źródła przekazów na temat historycznych przestępców, zafascynowała mnie postać Stanisława Cichockiego, słynnego kasiarza, znanego jako Szpicbródka. Wspaniale opisała jego wyczyny Monika Piątkowska w książce „Życie przestępcze w przedwojennej Polsce” (wydana w roku 2012). Postanowiłem zatem, na zakończenie mojej ballady sprzed tygodnia, napisać jeszcze o legendarnym włamywaczu. Tym bardziej, że jak sądzę, niemal każdy rodak o nim słyszał. Zwłaszcza po obejrzeniu komediowego filmu, z roku 1978, „Hallo Szpicbródka”. Tym razem nie ma w owej przestępczej biografii żadnych krwawych incydentów, a jedynie inteligencja, ogromna, fachowa wiedza, a także spryt.
Stanisław Cichocki urodził się w roku 1890. Jako młody chłopak został wychowankiem słynnej, odeskiej szkoły kasiarzy. Jego bezpośrednim mistrzem - nauczycielem był Wincenty Brocki, który zasłynął włamaniem do skarbca klasztoru na Jasnej Górze. Stanisław Cichocki, już jako siedemnastolatek, brał udział w poważnych akcjach. Między innymi w rabunku skarbca Banku Azjatyckiego w Rostowie. Metodą podkopu. Po kilku jeszcze wyczynach aresztowano go w Petersburgu, ale nie skazano. Zatem nadal „ciężko pracował”. Na terenie Litwy, Czechosłowacji i Niemiec. W roku 1920 osiadł na stałe w Polsce. Był już człowiekiem bardzo zamożnym. Kupił willę w podwarszawski Świdrze, a także kamienicę w Warszawie. Został także właścicielem baru przy ulicy Marszałkowskiej oraz współwłaścicielem kabaretu „Czarny Kot”. I ten właśnie ekscentryczny pomysł zainspirował twórców filmu „Hallo Szpicbródka”. Zanim Cichocki wszedł na warszawskie salony, zgłosił się na policję. Zadeklarował, że rozpoczyna uczciwe życie i prosi, aby policjanci nie prześladowali go inwigilacją i nie posądzali o każde włamanie, jakie będzie miało miejsce w Warszawie. Od tej pory Szpicbródka brylował pośród warszawskich elit.