...to dokument uprawniający do kierowania samochodem. Niestety nie jestem kierowcą i ten fakt wywołuje zdziwienie. Wiele osób, słysząc moje oświadczenie, że mam tylko kartę rowerową śmieje się i z niedowierzaniem kręci głową, nie wierząc, że nie mam prawa jazdy. Rower jest moim ulubionym środkiem lokomocji, oczywiście nie stronię od bycia pasażerem samochodu, ale jakoś zasiadanie za jego kierownicą mnie nie kręci.
Ostatnio rozmawiałam z koleżanką o naszych doświadczeniach motoryzacyjnych. Opowiedziałam jej, że jako nastolatka jeździłam motorowerami typu „Komar” i „Jawka”, a moja ostatnia przejażdżka aleją drzew nad Jeziorem Dużym Domowym zakończyła się wypadkiem. Rozwinęłam maksymalną prędkość i niestety uderzyłam w drzewo. Straciłam przytomność, miałam wstrząs mózgu i gdy doszłam do siebie szlaban na dosiadanie motorowerów był oczywisty. Nawet teraz, po tylu latach gdy przechodzę koło pamiętnego drzewa tuż za „Zaciszem” pamiętam swoją niefortunną przygodę. Wówczas koleżanka w rewanżu opowiedziała mi swoje doświadczenia związane z „komarkiem”. Otóż gdy przystępowała do pierwszej komunii, to od wujka z Ameryki dostała w prezencie dolary i za te pieniądze rodzice kupili jej kultowy motorower. Pojazd służył do wygodnego pokonywania odległości, a nawet jako harcerka wspólnie z kolegami brała udział w rajdzie, gdzie część uczestników jechała rowerami, a część motorowerami. Gdy powiedziała, że ma zdjęcia z tamtego okresu, to aż mi się oczy zaświeciły i poprosiłam o ich pokazanie. Pochodząca z 1966 r. fotka faktycznie ukazuje harcerkę i harcerza na historycznych pojazdach.