Kiedy w połowie marca wybuchła w Polsce epidemia koronawirusa, ludzie zaczęli szturmować sklepy, aby zrobić zapasy najpotrzebniejszych produktów. To sprawiło, że sprzedawcy pracowali na zwiększonych obrotach. Część sieci handlowych postanowiła im to wynagrodzić.
TYSIĄC ZŁOTYCH DODATKU
Pierwsze dni od wybuchu epidemii koronawirusa w Polsce upłynęły pod znakiem tłumów w sklepach. Ludzie masowo ruszyli na zakupy po to, by zrobić zapasy niezbędnych produktów. - Wykupują praktycznie wszystko. Najbardziej „schodzi” ryż, makaron, kasze, drożdże, mrożonki, papier toaletowy i wysokoprocentowy alkohol – wyliczała w rozmowie z „Kurkiem” w połowie marca Jadwiga Zyra, kierownik Sklepu Spożywczo – Przemysłowego na ul. Długiej w Szczytnie. Pracownicy nie nadążali z wykładaniem towaru na półki, bo po chwili były one już puste. Do tego byli poddawani presji ze strony klientów, domagających się jak najszybszego obsłużenia.
Nic dziwnego, że część sieci handlowych postanowiła docenić trud sprzedawców i wypłacić im specjalne premie.