Przed świętami odwiedziłem księgarnię „Fraszka”, poszukując nowości wydawniczych nadających się na prezenty dla bliskich mi osób. Przeglądając oferowane książki zauważyłem, z niejakim zdumieniem, sporą ilość tytułów odnoszących się do czasów minionych.
Okładki owych publikacji łatwo zauważyć, ponieważ na każdej z nich dominują graficznie ogromne litery PRL. Zajrzałem do wnętrza niektórych i stwierdziłem, że nie są to żadne ponure wspomnienia domniemanych kombatantów minionego ustroju, ale przepojone życzliwym sentymentem, obyczajowe opowiastki z tamtych lat, dalekie od polityki. Barwne opisy ludzi, a także wydarzeń związanych z kulturą i sztuką PRL. Trzy z owych książek kupiłem: „Sztuka PRL”, „Absurdy PRL” oraz „Śmiechu warte, czyli z czego śmiał się PRL”. Najbardziej przypadła mi do gustu trzecia z wymienionych. Napisana przez Michała Zawadzkiego, młodzieńca, który w tym roku skończy 35 lat. Pisze on zatem o czasach, których osobiście nie znał, tymczasem charakteryzuje je bardzo trafnie, zabawnie i ze znajomością rzeczy. Przypomina mi to słynne powiedzonko-żart Jeremiego Przybory: „czy zna pan angielski? - osobiście nie, ale dużo dobrego słyszałem”. Pan Michał Zawadzki rzeczywiście dużo dobrego słyszał, a co więcej zrozumiał i zapamiętał.
Ja w tamtych latach żyłem i pamięć, póki co, mam wcale nie złą. Drażni mnie zatem wysłuchiwanie bzdur dzisiejszych polityków, zwłaszcza tych młodszych, zbliżonych wiekiem do autora książki, którzy dla podlizania się swoim przywódcom tworzą kombatanckie mity, bez jakiejkolwiek prawdziwej wiedzy o ludziach tamtych lat. Każdy z nas, niezwiązanych z ówczesną władzą, jakoś tam w owych „latach niewoli” konspirował. Ja podczas stanu wojennego rysowałem „wredne” pocztówki, wydawane przez podziemną oficynę wydawniczą Mirosława Chojeckiego NOWA. No i co z tego? Jakiż to powód do strojenia się w szaty udręczonego kombatanta? Obrazków nie podpisywałem, nikt mnie nie zakapował, toteż i nic złego mnie nie spotkało.