Pracownicy szczycieńskiego schroniska dla zwierząt robią wszystko, by psy i koty nie odczuwały głodu ani mrozu. Jednak zima ma swoje prawa, boksy zasypuje śnieg, który natychmiast trzeba usunąć, budy wymagają podwójnego ocieplenia, a woda w miskach stale zamarza. Przynajmniej raz w ciągu dnia trzeba ugotować zwierzakom jakiś ciepły wywar.

Przeczekać mrozy

POGRYZIENI KLIENCI

Zwierząt ciągle przybywa. Chociaż od początku miesiąca udało się oddać w dobre ręce sześć psów, to ich miejsce zajmują kolejne czworonogi.

Niedawno pod opiekę pracownic trafił pogryziony, mizerny i wychudzony Icuś z bardzo dotkliwymi ranami szyi. Położył się pod schodami Urzędu Gminy i czekał na ratunek. W końcu dostrzegli go pracownicy i zawiadomili schronisko. Teraz cały czas kręci się po jego terenie i dotrzymuje wszystkim towarzystwa. Zanim mizerne i przestraszone zwierzę wróci do formy minie jeszcze trochę czasu.

Podobny los spotkał psa, który przywieziony został tu z Kobylochy. Chudy i bezsilny szukał ratunku w jednym z gospodarstw. Pech chciał, że na podwórku napadły go dwa amstaffy i gdyby nie alarm właścicielki posesji, z pewnością by nie przeżył. Po przywiezieniu do schroniska natychmiast dostał narkozę i przeszedł serię zabiegów.

Także w styczniu przybył do "Czterech łap" młody, potrącony w okolicach Szczytna Reksio. Przywiózł go sam sprawca wypadku, który dopytywał się jeszcze o odszkodowanie za rozbity zderzak. Pies czuje się już dobrze i jako jeden z nielicznych miał szczęście gościć w schronisku bardzo krótko. Już w czwartkowe popołudnie państwo Pieńkosz z Płozów postanowili przygarnąć go do siebie. Zobaczyli Reksia w boksie i natychmiast zadecydowali, że go zabiorą.

- Po prostu ujął nas za serce - tłumaczy pani Renata Pieńkosz - poprzedni piesek był z nami jedenaście lat.

MROŹNO, ALE U SIEBIE

Cztery podrzucone szczeniaki mają w schronisku swoje słomiane łóżeczka. Mimo to pracownicy obawiają się, że w nocy mogą zamarznąć. Gdy temperatura spada znacznie poniżej zera, w schronisku panuje niepokój, sprawdza się, czy czasem któryś ze zwierzaków nie odczuwa dotkliwiej mrozu. Nawet w ocieplonych budach psy tulą się do siebie i ogrzewają. Na pytanie, czego najbardziej brakuje w schronisku, pani Rogalska nie umie jednak odpowiedzieć.

- Staramy się, by było wszystko - tłumaczy. - Pomaga nam mnóstwo dzieci z Gimnazjum nr 1 w Szczytnie i z Lipowca. Przynoszą siano, stare garnki, koce, poduszki. Nauczyciele w szkole uczulają młodych na krzywdę zwierząt. Zupełnie bezinteresownie i anonimowo pomagają dorośli, przynoszą suchą karmę i kaszę.

Na ciepły kąt mogą liczyć w schronisku również koty. Chociaż w ogrzewanym przez elektryczne żeberka baraku jest ich sporo i niektóre przechodzą właśnie koci katar, hasają wesoło po całym wybiegu, inne leżą najedzone w koszykach. Ogromna kocia rodzina to zarówno młode kocięta, jak i starzy, schorowani dziadkowie. Widać jednak, że każdy z nich potrzebuje także bliskości człowieka, bo garną się bardzo do pracowników schroniska i wolontariuszy.

Joanna Jarmołowska

2006.01.18