Wojewódzki konserwator zabytków chciał, aby w gminnej ewidencji dotyczącej Szczytna znalazło się aż około tysiąca zaproponowanych przez niego obiektów. Na to nie zgodziły się jednak władze miasta, obawiając się związanych z tym rygorów. - Taki wpis powoduje, że najdrobniejszy remont wymaga uzgodnień, dodatkowych kosztów i wydłuża czas inwestycji – mówi sekretarz miasta Lucjan Wołos. Ostatecznie listę udało się skrócić jedynie do ponad 200 pozycji.

Przystopowany konserwator

Na uciążliwości związane z utrzymaniem zabytków skarży się wiele samorządów. Ich przedstawiciele zwracają uwagę, że państwo nakłada na nie kosztowny obowiązek, a samo przekazuje na ten cel zbyt mało środków. Przykładem może być Pasym, gdzie konserwator nakazał samorządowi renowację zabytkowej kaplicy cmentarnej pochodzącej z połowy XIX w. Według szacunków, koszt przedsięwzięcia to nawet kilkaset tysięcy złotych. Dla tonącego w długach pasymskiego samorządu to niewyobrażalna suma. Problemy z konserwatorem miały też niedawno władze Szczytna. Chciał on, aby w ustanowionej w zeszłym roku gminnej ewidencji zabytków znalazło się około tysiąca obiektów z terenu miasta. Szczycieński samorząd się na to nie zgodził. - Polemizowaliśmy z konserwatorem przez dłuższy czas, broniąc naszego stanowiska – mówi sekretarz miasta Lucjan Wołos. W ewidencji miały się znaleźć obiekty nie tylko komunalne, ale i prywatne. - W przypadku wpisu do rejestru zabytków czy ewidencji na właścicieli nakładane są surowe rygory, nawet przy najdrobniejszym remoncie. Każda inwestycja wymaga uzgodnień, co powoduje dodatkowe koszty i wydłuża czas realizacji – tłumaczy Wołos.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.