Szczycieńscy radni już dawno przyzwyczaili mieszkańców do tego, że sesje rady zamieniają się we wzajemne słowne przepychanki, niemające nic wspólnego z merytoryczną debatą. Nie inaczej było też podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia, w trakcie którego obie strony konfliktu nie szczędziły sobie złośliwości i oskarżeń. Najmocniej swoich adwersarzy z klubów „Wszystko dla Szczytna i PSL” oraz PiS skrytykowała radna Beata Boczar, wytykając im niekonsekwencję, torpedowanie ważnych inwestycji oraz politykierstwo. Z kolei przewodniczącemu rady zarzuciła naruszanie prawa.

Radni drą koty na sesji
Wiceprzewodniczący Robert Siudak za to, że nie dopuszczał radnej Anny Rybińskiej (z prawej) do głosu, został przez nią nazwany pajacem. Z kolei radna Beata Boczar stwierdziła, że członkowie klubu „Wszystko dla Szczytna i PSL” mają muchy w nosie

RÓŻNI ICH NAWET PROTOKÓŁ

Czwartkowa (30 kwietnia) sesja Rady Miejskiej była kolejnym dowodem na to, jak poważny konflikt trawi władze samorządowe miasta. Podobnie jak w trakcie kilku poprzednich posiedzeń, nie było końca wzajemnym złośliwościom i docinkom. Już sam początek obrad wskazywał, że radni nie mogą się porozumieć nawet przy tak, wydałoby się, rutynowej uchwale, jaką jest przyjęcie protokołu z poprzednich dwóch sesji. Zanim doszło do głosowania, minęło bardzo dużo czasu, a do dyskusji nad wniesionymi uwagami musiała się włączyć nawet radczyni prawna urzędu Justyna Skowrońska. Ostatecznie większość rady jeden z dwóch protokołów odrzuciła. Podczas debaty, która przerodziła się w regularną kłótnię, prowadzący obrady w zastępstwie chorego, choć obecnego zdalnie przewodniczącego Tomasza Łachacza wiceprzewodniczący Robert Siudak uparcie nie chciał dopuścić do głosu radnej Anny Rybińskiej, która wielokrotnie się o to upominała. W rewanżu słynąca z ciętego języka radna nazwała go pajacem, co tylko dolało oliwy do ognia.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.