Czym zasłużyła się dla Szczytna rodzina Andersów.

Po zakończeniu I wojny światowej zakłady Andersa przeżywały dynamiczny rozwój. Nie zahamowała go nawet śmierć Richarda w 1934 roku.

Po zakończeniu I wojny światowej zakłady Andersa przeżywały dynamiczny rozwój. Nie zahamowała go nawet śmierć Richarda w 1934 roku.

Ród fabrykantów (III)

Wraz z zakończeniem wojny Richard Anders wznowił produkcję. Kraj był mocno zniszczony i potrzebował niezbędnych środków do odbudowy, a więc także i drewna. Szczytno było wówczas prawie w 80% zburzone. W fabryce przy obecnej ulicy Chrobrego zmieniono profil i przestawiono się na produkcję krokwi oraz drzwi i okien. Dziwnym trafem działania wojenne i spowodowane nimi zniszczenia zaczęły napędzać miejscową gospodarkę i rozwój firmy Andersa.

Na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku zapotrzebowanie na surowiec było tak duże, że dłużycę ściągano drogą wodną aż z Lasów Taborskich. Dzięki specjalnie zbudowanym na kanałach pochylniom oraz obrotnicom, trafiała ona w ten sposób aż do Rucianego. Tam na miejscu była poddawana obróbce wstępnej, a później, już jako gotowa tarcica, trafiała koleją do szczycieńskiego zakładu. Wraz ze sporą liczbą zamówień, a co za tym idzie - również i zyskami, Richard Anders zaczął inwestować w rozwój infrastruktury swojego kompleksu fabrycznego, położonego przy dzisiejszej ulicy Chrobrego.

W kilka lat później zakład przynosił tak duże zyski, że w 1930 roku synowie Andersa postanowili zainwestować w budowę dodatkowej hali produkcyjnej. Łączna jej kubatura wynosiła 26 000 metrów sześciennych.

ŻAŁOBA

Richard Anders zmarł 19 stycznia w wieku 78 lat. W lokalnej oraz ogólnokrajowej prasie pojawiły się liczne kondolencje składane na ręce rodziny. Jak powszechnie szanowanym był człowiekiem świadczy m.in. fakt, że z Berlina oraz Królewca na jego pogrzeb przyjechali przedstawiciele władzy. W tym dniu zorganizowano specjalne połączenia kolejowe i zwiększono liczbę pociągów do Szczytna. We wszystkich podległych Andersowi zakładach ogłoszono żałobę i przerwano pracę na kilka dni. Do naszego miasta zaczęli napływać ludzie, którzy chcieli oddać mu ostatni hołd. Zwłoki Richarda umieszczono na specjalnym katafalku wystawionym w starostwie (obecnie budynek Urzędu Skarbowego).

ROZWÓJ FIRMY

Wraz ze śmiercią Richarda pojawiły się problemy związane z działalnością firmy. W głównym zakładzie na obecnej ulicy Chrobrego stosunki pomiędzy kadrą kierowniczą były bardzo napięte. Sytuację poprawiło przejęcie schedy po ojcu przez syna - Heinza Andersa. Drugi syn - Georg, zajął się administrowaniem majątku i zakładów w Rucianem. Heinz był człowiekiem o bardzo łagodnym usposobieniu i traktował swoich pracowników równie dobrze jak jego ojciec. Dzięki niemu w 1934 roku powstał m.in. w Szymanach tartak parowy, który przerabiał na miejscu surowiec ściągany z sąsiedniej Polski. Rocznie przecierano około 10 000 metrów dłużycy.

Do 1945 roku zakłady w Rucianem i Szczytnie zatrudniały łącznie 1800 osób i należały do największych w Prusach Wschodnich. Zdolność produkcyjna szczycieńskiej fabryki była jak na owe czasy bardzo duża. Tartak potrafił w ciągu roku przerobić 25 000 metrów sześciennych surowca. W połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku Heinz wraz z Georgem zbudowali w Królewcu najnowocześniejszą wówczas w kraju fabrykę płyt wiórowych i pilśniowych, która dziennie mogła wyprodukować 8 ton płyty. Wraz z rozwojem firmy obaj bracia zaczęli wykupywać z rąk państwa i prywatnych właścicieli lasy. Część lasów wokół Krutyni, Spychowa, Rucianego i Pisza w krótkim czasie stała się ich własnością. Gotowe wyroby oraz półsurowiec wysyłano na eksport do wielu krajów, m.in. Szwecji, Finlandii, Rosji, Polski oraz państw nadbałtyckich. Z dnia na dzień Andersowie stawali się coraz bardziej zamożnymi ludźmi. Spore dochody przynosił im także import. Na przykład ostatnie zamówienie dłużycy z ZSRR jest datowane na maj 1941 roku, a więc na miesiąc przed atakiem wojsk niemieckich na Związek Radziecki. Kontrakt opiewał na niebotyczną wówczas sumę 300 000 marek niemieckich. Ostatni kontrakt został zawarty ze Szwedami w 1944 roku na kwotę 500 000 marek. Niestety, podczas postoju w Kłajpedzie towar został zarekwirowany przez niemieckie władze wojskowe i nigdy nie dotarł na miejsce.

(cdn.)

Robert Arbatowski

2005.10.12