W lokalnej strukturze Prawa i Sprawiedliwości duże zamieszanie. Kierujący nią działacze nie godzą się z decyzją władz okręgu, które zadecydowały, że kandydatem partii na burmistrza Szczytna będzie Grzegorz Rusinowski.

Rozłam w PiS-ie

WBREW DEMOKRACJI

Wydarzenia rozegrały się błyskawicznie. W piątek 8 października zarząd powiatowy PiS podjął uchwałę o niewystawianiu własnego kandydata w wyborach na burmistrza Szczytna. Obradujące dzień później władze okręgu partii zadecydowały, że taka sytuacja jest nie do przyjęcia.

- Szczytno byłoby jedynym miastem powiatowym w naszym okręgu, w którym istnieją struktury PiS i które nie wystawia kandydata na burmistrza – mówi Jerzy Szmit, przewodniczący olsztyńskiego okręgu PiS. To, jego zdaniem, wystawiałoby złe świadectwo partii, wskazujące na słabość miejscowych struktur, a także byłoby sprzeczne z ideą demokracji.

– Jeżeli będziemy pozbawiać wyborców możliwości dokonywania zmian i wyborów, to zaczną się oni od takiej demokracji odwracać – argumentuje przewodniczący Szmit.

Władze okręgu w trybie alarmowym zadecydowały, że kandydatem PiS w wyborach na burmistrza Szczytna będzie Grzegorz Rusinowski, działacz partii od czterech lat, zawodowo - kierownik apteki przy ul. Chrobrego.

W odpowiedzi powiatowy zarząd partii podejmuje w poniedziałek 11 października uchwałę, w której… nie udziela poparcia Rusinowskiemu.

ODMIENNE ZDANIA

Jerzy Szmit zapewnia, że od dłuższego czasu władze okręgu apelowały do władz powiatowych o wytypowanie kandydata. Te jednak temu zaprzeczają.

- Gdybyśmy pół roku temu otrzymali od niego jednoznaczną sugestię, że mamy mieć własnego kandydata, to na pewno by był – mówi członek zarządu powiatowego Jacek Jastrzębski.

Kandydatura Rusinowskiego nie wzbudza entuzjazmu nie tylko u niego.

- To całkowicie nietrafny wybór – ocenia Paweł Dołżański. – Nie jest przygotowany merytorycznie i nie gwarantuje dobrego wyniku.

Szczycieńskie władze PiS-u zaproponowały kandydatom na radnych, którzy mieli wystartować z list tej partii przeniesienie się teraz na listy komitetu Dobro Wspólne, ruchu społeczno-katolickiego działającego przy diecezji warmińsko-mazurskiej. Zdecydowana większość miała wyrazić na to zgodę.

Czy PiS zdoła w tak krótkim czasie jaki pozostał do zakończenia rejestracji list zapełnić je nowymi kandydatami? Jerzy Szmit jest pewien, że tak: - Na pewno od tych wyborów nie odstąpimy i wyborcy znajdą kandydatów PiS na listach. Drogę otwartą mają w pierwszej kolejności osoby zapisane na listy PiS przed powstałym konfliktem.

Teraz za ich tworzenie odpowiadają Szczepan Olbryś i Czesław Lis – w powiecie oraz Krzysztof Gamdzyk i Grzegorz Rusinowski – w Szczytnie.

KTO WINIEN?

Co o decyzji zarządu powiatowego PiS sądzą władze okręgu?

- Oczywiście konsekwencje zostaną wyciągnięte, ale już po wyborach – zapowiada Szmit. - Jeżeli ktoś bez zgody partii startuje z innego komitetu wyborczego to tak, jakby sam rezygnował z członkostwa.

Lokalni działacze PiS nie czują się jednak winni.

- Od 8 lat budowaliśmy pozycję PiS-u w Szczytnie i to skutecznie. To nie my jesteśmy destruktorami – twierdzi Paweł Dołżański. Kto jest zatem ponosi winę za powstałe zamieszanie?

- Szczepan Worobiej – nie ma najmniejszych wątpliwości Dołżański. Podobnego zdania są Jastrzębski i Medźwiedzki. Worobiej, kandydujący na wójta Jedwabna, jest ich zdaniem żądny władzy.

- Wszędzie tam gdzie się pojawi paraliżuje pracę. Tak jest w radzie gminy w Jedwabnie, a teraz w strukturach naszej partii w Szczytnie – mówi Medźwiedzki. Uprzedza, że jeżeli cokolwiek złego wypłynie z powstałego zamieszania dla PiS winnym tego będzie Worobiej. – Swoimi gierkami niweczy wszystko to co przez tyle lat wypracowaliśmy.

Worobiej z tym się nie zgadza. Zarzuty pod swoim adresem odbiera jako próbę zaszkodzenia mu w kampanii wyborczej na wójta Jedwabna. Największe zastrzeżenia ma do tego, że decyzji o niewystawianiu kandydata na burmistrza nie konsultowano w szerszym gronie.

Do krytyki zarządu powiatowego przyłącza się też Jerzy Szmit. - Wąska grupa działaczy, która się wokół niego skupiła mocno się zasklepiła – uważa przewodniczący zarządu okręgowego PiS. Dowodzić tego mają problemy z przyjmowaniem nowych członków i otwarciem się na nowe środowiska.

Według Szmita zgłaszano wiele uwag do sposobu tworzenia list i wyłaniania kandydatów. Procedura była bardzo hermetyczna, nieznana nawet niektórym członkom zarządu.

- Sytuacja zrobiła się bardzo niezdrowa. Być może dobrze się stało, że to zostało wreszcie przerwane – ocenia Szmit.

Mirosław Medźwiedzki dziwi się tym uwagom. Zapewnia, że żaden wniosek o przyjęcie do partii nie został odrzucony, poza jednym przypadkiem – Henryka Żuchowskiego. - Jesteśmy silni, a o naszej sile najlepiej świadczy to, że potrafiliśmy stworzyć listy. Ludzie nam ufają – twierdzi przewodniczący Medźwiedzki.

CZY SIĘ DOGADALI?

PiS to jedyna z obecnych w sejmie partia, która miała nie mieć swego przedstawiciela w wyborach na burmistrza Szczytna.

- Jeśli mielibyśmy kogoś wystawiać, musiałby mieć szanse na dobry wynik – tłumaczy Mirosław Medźwiedzki.

- Rachunek polityczny wskazywał na to, żebyśmy nie wystawiali kandydata – dodaje Paweł Dołżański, działacz PiS. - Zadecydowała kalkulacja, bo nasz reprezentant nie miałby większych szans.

Taka argumentacja nie wszystkich przekonuje. W radach miasta i powiatu zasiada aż ośmiu przedstawicieli PiS-u, najwięcej spośród wszystkich działających w Szczytnie ugrupowań. Do tego powiatowemu samorządowi przewodniczy Mirosław Medźwiedzki. Wydawałoby się, że to idealny kandydat do ubiegania się o fotel burmistrza Szczytna.

- Bardzo możliwe – odpowiada sam zainteresowany. - Ale kandydat musi mieć zgodę rodziny, a moja akceptacji nie wyraziła.

Nieoficjalnie słychać głosy, że lokalni liderzy PiS-u dogadali się już ze sztabem Danuty Górskiej. W zamian za udzielenie poparcia w pierwszej bądź drugiej turze będą mogli liczyć na polityczne profity po reelekcji obecnej burmistrz.

Medźwiedzki temu zaprzecza: - Żaden z kandydatów nie zwrócił się jeszcze do nas o poparcie.

(o)/fot. A. Olszewski