Zapragnąłem dzisiaj rozejrzeć się w temacie podanym w nagłówku. Po to, żeby choć trochę rozbawić moich czytelników, a także i siebie. Święta minęły i znów, we wszelakich mediach, dominują ponure informacje medyczne z naszej pandemicznej codzienności. Zatem, przez przekorę, zajmijmy się czymś weselszym.
Satyryczna twórczość, a także świat dowcipów, czyli kawałów, tematycznie opiera się o dwa podstawowe filary: politykę i obyczajowość. Porozmawiamy dzisiaj o obu odmianach. Jeśli chodzi o pierwszą grupę, to zacytuję, jako motto, przewrotną myśl nieznanego mi autora, która brzmi następująco: „Gdzie powstaje najwięcej dowcipów politycznych? Tam, gdzie z władzą nie ma żartów”. Mądrze powiedziane. Ogólnie wiadomo, że klasyczny dowcip polityczny dotyczy aktualnej władzy. Inaczej nie ma sensu. Przekonał się o tym, stosunkowo niedawno, Jan Pietrzak. Popularny kabareciarz, który w poprzednim ustroju satyrycznie chłostał rządzących, oto nagle oświadczył, że za władzy PiS będzie krytykował opozycję, „bo jest wyjątkowo głupia”. No i Pan Janek skończył się jako satyryk. Przypomnę niemal całkowity brak publiczności podczas jego pompatycznie przygotowanego jubileuszu pięćdziesięciolecia pracy w roku 2017. Wówczas to zaczął krążyć po Polsce następujący dowcip: Młody człowiek odbiera telefon. Dzwoni, na żywo, jedna z rozgłośni radiowych. Spiker informuje: Został pan wylosowany. Jeśli odpowie pan na proste pytanie, otrzyma pan nagrodę. Jakie to pytanie? - docieka odbiorca telefonu. - Dwa razy dwa. - A jaka nagroda? - Darmowy bilet na jubileuszowy koncert Jana Pietrzaka. - Ano, jeśli tak, to odpowiadam - dwa razy dwa jest siedem.
W latach siedemdziesiątych, za wczesnego Gierka, Jan Pietrzak raczej unikał polityki.