Pod 65-letnim wędkarzem z Leman łowiącym ryby na jeziorze Wałpusz załamał się lód. Na ratunek pospieszył mu młodszy kolega, ale niewiele brakowało, by i on wpadł do wody. Życie tonącemu mężczyźnie uratowali strażacy, którzy wydobyli go na brzeg.

Sekundy do tragedii

Wypadek wydarzył się w czwartek 12 lutego przed południem. 65-letni mieszkaniec Leman łowił ryby na zamarzniętym jeziorze Wałpusz. W pewnym momencie zarwał się pod nim lód i mężczyzna wpadł do wody. Jego wołanie o pomoc usłyszał 37-letni kolega, który próbował wydostać wędkarza z lodowatej toni. Niewiele brakowało, by przypłacił to życiem, bo i pod nim lód zaczął pękać. Zdołał jednak uciec na brzeg i zadzwonić pod numer 112.

Akcja ratownicza miała dramatyczny przebieg. Dwa zastępy strażaków po otrzymaniu zgłoszenia przybyły na Cichą Polanę, ale okazało się, że nie była to precyzyjna lokalizacja. Dopiero po pewnym czasie ratownicy odnaleźli wędkarza. Miejsce, w którym się znajdował, wskazał 37-latek próbujący wcześniej mu pomóc. - Kiedy dotarliśmy do wędkarza, z wody wystawała już tylko głowa – relacjonuje mł. kpt. Michał Maciąg, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej KP PSP w Szczytnie. Ratunek przyszedł w ostatniej chwili. - Mężczyzna mógł przebywać w wodzie nawet do 15 minut. Po wydobyciu na brzeg był cały skostniały, mieliśmy z nim utrudniony kontakt, ale pozostawał przytomny – mówi Michał Maciąg. Wędkarz trafił pod opiekę zespołu ratownictwa medycznego, który udzielił mu pierwszej pomocy i przetransportował do szpitala.

(ew)