Nieciekawa perspektywa, i to bardzo bliska, czeka mieszkańców Szczytna. Mamy do wyboru albo zniknąć pod górą śmieci, albo płacić za ich wywóz sporo więcej. Wiele lat bezowocnych dyskusji o segregacji i całościowym systemie gospodarki odpadami, wkrótce odbije się czkawką. Najbardziej dolegliwie tym, którzy mogli co najwyżej przysłuchiwać się "mądrym" debatom.

Śmieciowa czkawka

- Pewne jest, że wysypisko w Linowie, w takim stanie jak obecnie, dłużej niż do końca roku nie może funkcjonować - ostrzega Ryszard Jerosz, zastępca naczelnika Wydziału Rozwoju Miasta.

Najprawdopodobniej szczycieńskie śmieci będą wożone aż do podkętrzyńskich Mażan. By to było możliwe, w Linowie musi powstać rampa przeładunkowa. Odpady powinny być zgniatane, lokowane na wielkie samochody i wywożone. Wartość tego doraźnego przedsięwzięcia jest niebagatelna: 770 tysięcy złotych. Doliczyć trzeba też koszty zakupu (lub wynajmu) dwóch odpowiednich pojazdów, ich eksploatacji oraz opłaty za składowanie śmieci w Mażanach. Oczywiste, że to mieszkańcy będą musieli za to zapłacić, poprzez wzrost opłat za śmieci.

A miało być tak pięknie

Na początku 1994 roku, a dokładniej 12 lutego, "Kurek" pisał: "Wysypisko śmieci w Linowie - jak twierdzą fachowcy - najnowocześniejsze składowisko odpadów w Polsce północnej, jest już czynne. - Chcemy kuć żelazo póki gorące - mówi dyrektor Zakładu Oczyszczania Miasta Andrzej Pleskot, zapowiadając wprowadzenie wkrótce segregacji śmieci."

Projektanci obiektu zapowiadali, że wysypisko zaspokoi potrzeby mieszkańców gmin powiatu (wg obecnych struktur samorządowych) na 20 lat, a okres ten można będzie znacznie przedłużyć w przypadku wprowadzenia segregacji. Już wówczas, czyli blisko 10 lat temu, był przygotowany wstępny projekt, wiadomo było, ile potrzeba pieniędzy, a nawet ile i jakich pojemników miało być rozstawionych na terenie miasta, czy też jakie maszyny, np. do belowania makulatury, miały być zakupione.

Temat segregacji pojawiał się zresztą często. Także pięć lat temu intensywnie się do jej wprowadzenia przygotowywano. Zaproponowano ówczesnej Radzie Miejskiej, by funkcjonowała przynajmniej pilotażowo, w niektórych rejonach grodu, ale - oczywiście - nie było pieniędzy.

Przeprowadzono akcję edukacyjno-informacyjną w szkołach, zorganizowano dla dzieci konkurs na specjalne hasła, promujące akcję.

- A potem było mi głupio, bo zapowiedzi nie zostały zrealizowane - mówi Ryszard Jerosz, który wtedy roztaczał przed dziećmi segregacyjne wizje.

Minęły lata. Dziś burmistrz Bielinowicz przeżywa swoiste deja vu. Znów w sferze jego szczególnych zainteresowań znajduje się wysypisko, segregacja, pojemniki, maszyny do prasowania czy rozdrabniania, tylko euforii i optymizmu nie ma w tym już takiej, jak poprzednio. Linowo rzeczywiście "pęka w szwach". Widok przelewających się przez burty niecki ton śmieci jest przerażający. Decydenci nie przewidzieli wzrostu "produkcji". Dla przykładu: tylko w maju 1994 roku na wysypisko dostarczono 2755 m3 odpadów, a przez maj 2003 roku - 5638 m3. Do kompaktowania (ubijania) składowanych odpadów przystąpiono dopiero po kilku latach istnienia wysypiska, a o segregacji... wciąż się tylko mówi.

Sfera projektu

O intensyfikacji "gadania" może świadczyć fakt, że obecnie dotyczy ono nie pilotażowej akcji, ale kompleksowej segregacji w całym mieście. W obszarach budownictwa wielorodzinnego ma stanąć 150 specjalnych pojemników. Właściciele domków jednorodzinnych bezpłatnie otrzymają po trzy worki: na makulaturę, szkło i plastik.

Optymistyczne zapowiedzi władz miasta mówiły o tym, że segregacja ruszy już od 15 października. Obecnie wiadomo, że trudno będzie ją uruchomić nawet od nowego roku, bo... nie ma pieniędzy. Jest tylko promesa z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, że pożyczy on miastu - na początek - 553 tysiące złotych.

- Wniosek o pożyczkę zawierał sporo błędów, więc zwróciliśmy go miastu do poprawki, ale jak na razie nie zostały one dokonane - mówi Adam Krzyśków, prezes WFOŚ. - Nie możemy więc pieniędzy wypłacić.

Fundusz, jak twierdzi jego prezes, byłby skłonny pożyczyć miastu dużo więcej pieniędzy, na przykład nawet 2 mln zł na rozwiązanie problemu osadów pościekowych i inne dodatkowe działania, związane z gospodarką odpadami komunalnymi. Na przeszkodzie stoi... brak porozumienia pomiędzy spółką AQUA i władzami grodu, ale to już kwestia na osobny artykuł.

Alternatywy 4

To nie tytuł serialu. To rozważane możliwości rozwiązania wysypiskowego problemu. Do wyboru są działania długofalowe i doraźne. Pierwsze - to przystąpienie (i partycypacja w realizacji) do projektów wdrażanych przez Mławę bądź Mrągowo. Burmistrzowie tych miast wystąpili z podobnymi propozycjami. Zamierzają bowiem utworzyć Rejony Gospodarki Odpadami. Mrągowo chce działać w oparciu o 11 gmin zrzeszonych w związku komunalnym. Propozycja ta, gwoli ścisłości, nie jest niczym innym, jak nieco bardziej rozbudowaną wersją tego, co Szczytno miało już od 1992 roku i zaprzepaściło - mowa o Związku Gmin Mazurskich "Jurand".

Mrągowo i Mława "kokietują" Szczytno ze zrozumiałych względów. Chcąc wprowadzić pełny system zbiórki, recyklingu i utylizacji i to za unijne pieniądze z funduszy strategicznych, muszą zasięgiem działania objąć teren zamieszkiwany przez co najmniej 200 tysięcy ludzi. "Nasze" powiatowe 72 tysiące mieszkańców to dla nich łakomy kąsek. Można by uznać, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Szczytno ma dobre podstawy do realizacji poważnych, dużych projektów w oparciu o teren istniejącego wysypiska, ale nastawia się bardziej na krótkotrwałe, doraźne rozwiązania. Ma dwa do wyboru: budowę wspomnianej wcześniej rampy przeładunkowej (za 770 tys. zł na początek) i wożenie śmieci do Mażan (na koszt mieszkańców - oczywiście) lub inwestowanie na własnym wysypisku. W urzędowych szafach pokrywa się kurzem dokumentacja (już z pozwoleniem na budowę), według której istniejące w Linowie niecki na osady miałyby być opróżnione i zmodernizowane tak, by służyły do przechowywania odpadów komunalnych. Można to zrobić za blisko 700 tysięcy, przedłużając żywot wysypiska na około 3 lata.

Do tego wszystkiego trzeba jeszcze doliczyć niezbędne koszty wdrażania segregacji: około 900 tysięcy złotych tylko na tzw. I etap.

Co nas czeka?

Można by jeszcze opisać szczegółowo podstawy projektowanego systemu segregacji odpadów, tylko po co? Już to podawaliśmy... 10 lat temu. Może więc tym razem nie będziemy zapeszać.

- Wtedy stanęliśmy w blokach startowych i... nie ruszyliśmy z miejsca - sportowym językiem komentuje straconą dekadę burmistrz Paweł Bielinowicz. Zapewnia, że to się nie powtórzy. - Tym razem nie mamy innego wyjścia. Musimy wprowadzić segregację i rozwiązać śmieciowe kłopoty. Choć będzie problem z pieniędzmi - zastrzega asekuracyjnie.

Halina Bielawska

2003.08.13