Śmietnik w kuźni

Okolice bagnisk traktowane przez szczycieńską społeczność jako ziemie niczyje, wykorzystywane są w charakterze wygodnego placu do wyrzucania rozmaitych nieczystości. Robione jest to niby chyłkiem i niespostrzeżenie, ale przecież rezultaty takiej działalności są aż nadto widoczne - góry śmieci i rozmaitych odpadków. Służby miejskie starają się potem ów balast usunąć, ale jest to robota syzyfowa, bo co uprzątną, to zaraz śmieci pojawiają się na nowo. Rolę swoistych "polowych" pojemników na wszelkie odpadki i zbędny domowy sprzęt pełnią także dwie znajdujące się tutaj wielce oryginalne "bagienne" budowle.

Jedna z nich to rozpadająca się powoli stara kuźnia. Teraz pozbawiona w połowie dachu jest "znakomitym" śmieciowym kontenerem - fot. 1.

Wystarczy do niej podejść z wiaderkiem pełnym śmieci i buch! Poprzez dziury w dachu wsypać nieczystości do środka i sprawa załatwiona. W ten sposób pogrążająca się z wolna w bagniskach kuźnia wypełnia się artefaktami współczesnej szczycieńskiej cywilizacji i być może za kilkaset lat będzie nie lada zagadką dla ówczesnych archeologów. Nieopodal stoi jeszcze inna, prawie już całkiem zatopiona w bagnie budowla. Od strony targowiska widać jedynie jej daszek - fot. 2.

Jest to rodzaj jakiejś komórki-szopki mocno zrujnowanej. Wejście do tego tajemniczego obiektu znajduje się po przeciwnej stronie i prowadzi do dwóch pomieszczeń. Jedno z wybitą ścianą pełni rolę składu rozmaitych odpadków. Drugie - nie wiadomo co kryje, albowiem w przyległym do szopki podwórku (przynależnym do ul. Leyka), tuż przy drzwiach waruje ogromny czarny pies, więc wejść się tam nie ważyłem.

Natomiast swobodnie można zajrzeć do dziury wybitej w ścianie od strony targowiska. Tam zobaczymy walające się obudowy starych lodówek, fragmenty kuchennych szafek i innych domowych gratów - fot. 3.

Podsumowując wynik penetracji podmokłych okolic leżących między ul. Żeromskiego a Leyka można by rzec tyle - takie oto dziwowiska możemy zobaczyć na bagniskach.

KACZY LOS

Tereny bagnisk to też ostoja dzikiego ptactwa.

- Jest tam oczko wodne, na wodach którego pławią się kaczki. Los ich jednak jest zagrożony - alarmuje redakcję stały Czytelnik.

W istocie, tu wyjaśnijmy, bagniska porośnięte wysokimi trzcinami kryją nie jedno, a dwa oczka wodne. Drugie praktycznie niewidoczne, bo leżące pośród trzcin, jest tam na pewno i tak na jego toni, jak i tego odkrytego urzęduje ptactwo wodne, mające tu w okresie wiosny swoje lęgowiska. Potem gdzieś odlatuje, zaś kaczki przebywają w tych miejscach nawet i obecnie - fot. 4.

No tak, ale co z zagrożonym bytem kaczek? Ano powracając do sprawy należałoby dodać, że choć dla jednych tereny bagnisk stanowią lokalne wysypisko śmieci, to dla innych są to znakomite tereny rekreacyjno-zabawowe. Można tu bowiem zaszywszy się pomiędzy wysokie chaszcze wyizolować się zupełnie od tłumu ludzi penetrujących oba targowiska i będąc zupełnie niewidocznym rozpocząć biesiadę pod chmurką. Pogoda sprzyja wyjątkowo, tak pięknego i ciepłego września nie było od lat, więc trzeba korzystać z uroków natury.

Właśnie tam, pośród trzcin i tataraków, nad jednym z oczek wodnych ujrzałem scenkę rodzajową, typu śniadanie na trawie. Na skrawku ziemi wydeptanym w trzcinach i dobrze ukrytym przed wzrokiem ciekawskich leżało sobie w plastikowej folii kilka kromek chleba, na gazecie resztki śledzików w zalewie octowej, wydobytych ze słoika i kilka jabłuszek, w tym jedno napoczęte - fot. 5.

Brakowało tylko dwóch najważniejszych detali, czyli flaszeczki oraz kubeczka. Ha, zaraz na krzaczku nieopodal zauważyłem wiszący na gałęzi kubeczek, a pod nim spoczywającą na ziemi napoczętą flaszkę. A gdzie podziali się biesiadnicy?

Ano właśnie teraz zbliżamy się do sedna sprawy i alarmu naszego Czytelnika, czyli niezwykłego wymarszu biesiadników na...

...POLOWANIE

Widocznie dieta chlebowo-śledzikowo-jabłkowa nie zadowala w pełni "bagiennych" biesiadników i poszukują oni czegoś konkretniejszego, tj. mięsiwa. To oferowane na pobliskiej targowicy jest za drogie, wszak groszem owi nie śmierdzą, więc wpadli na pomysł, aby polować na kaczki pławiące się tuż pod ich okiem, na wodnych oczkach. Sposobów polowania jest kilka. Prymitywne - łup kamieniem w głowę! Ale to nie zawsze, a raczej rzadko się udaje, no bo na łowy mało kto wybiera się trzeźwy. Łatwiej zasadzić się jest z żyłką, podobnie jak na rybkę, tylko w tym przypadku stosuje się nieco inne przynęty - np. rodzynki i owady. Gdy zdobycz wpadnie w ręce - zwierza należy sprawić, a potem nadziać na polowy rożen i mamy pieczyste, że paluszki lizać. No, ale przecież konsumpcja nie może odbywać się na sucho - gul, gul, podlewa się danie nalewką i co za rozkosz w gębie!

PS.

Okazuje się, iż owe zagrożone kaczki to przedstawicielki do niedawna dość pospolitego, ale obecnie coraz rzadszego gatunku krzyżówek, które należałoby chronić, zwłaszcza, że bytują one w takim miejscu - nieomal pośrodku naszego miasta. A ponieważ przebywać będą u nas jeszcze do końca listopada służby miejskie poinformowały o procederze "polowania" policję.

Kaczka krzyżówka wygląda tak, jak na fot. 6.

Jest to rycina zaczerpnięta z Encyklopedii Wydawnictwa Gutenberga. Czy te dzikie wodne ptaki zobaczymy w przyszłym roku w Szczytnie?

PODANE NA TACY

Na drzewach, o czym każdy Czytelnik "Kurka" wie, ogłoszeń wieszać nie wolno. Zakazuje tego stosowna uchwała Rady Miasta. Tymczasem na ul. Pasymskiej stoi drzewko i całe jest naszpikowane spinaczami wstrzelonymi w jego pień, co obrazuje fot. 7.

W białym otoku nieco powiększone (inaczej nie byłoby tego widać na fotografii) połyskują w słońcu 4 spinacze, w rzeczywistości w pniu tkwi ich dużo, dużo więcej. Z okaleczonego drzewa zwieszają się też strzępki zerwanych już ogłoszeń, a obok - jedno całe i nienaruszone. Jawny dowód łamania uchwały. Na dole ogłoszenia wiszą języczki z numerami telefonu sprawcy. Na zdjęciu nieczytelne, bo wypłowiały na słońcu, ale wcześniej były do odczytania. Zatem zidentyfikowanie sprawcy (sprawców), ukaranie ich, a tym samym zahamowanie procederu, wydawałoby się, nie powinno przysparzać najmniejszych kłopotów. Straż miejska ma ich podanych po prostu na tacy. Ale ludzie nadal przybijają do drzew ogłoszenia i za nic mają lokalne prawo.

Nic się nie zmienia. Drzewa też ciągle cierpią tak samo.

2003.10.01