Ostatnio, jeśli tylko włączyć telewizor, oglądamy i słuchamy wypowiedzi naszego premiera. Zaraz potem tłum telewizyjnych komentatorów zalewa nas potokiem interpretacji tego, co pan premier powiedział.

Snobistyczne dziwactwa w modzie męskiej
Andyjski wigoń

Każde słowo Mateusza Morawieckiego podlega krytyce, ale nie tylko słowo. Zawsze musimy wysłuchać także kilku złośliwych komentarzy na temat jego wyglądu. A to, że marynarka za krótka, a cały garnitur taki jakiś wyrośnięty, jakby z młodszego brata. A to, że krawacik znowu był źle dobrany i za długi, bo wystawał spod marynarki. Fakt, że pan premier nie robi wrażenia arbitra elegancji, ale wydaje mi się, że nie jest to efektem jego kiepskiego gustu, co raczej warunków fizycznych. Mateusz Morawiecki to mężczyzna wysoki i szczupły, ale figurę ma dorastającego młokosa o nazbyt długich rękach i nogach, a także szyi. W każdym stroju będzie wyglądał nietypowo.

Rozgadałem się na temat garniturów pana premiera, choć osobiście nie przywiązuję przesadnej wagi do sposobu ubierania się. Zainteresował mnie jednak temat elegancji osób publicznych, znaczących, szczególnie w świecie polityki. Zwłaszcza, kiedy przeczytałem, przypadkiem, w książce Adama Granville, ciekawe zdanie dotyczące dzisiejszych wielkich krawców szyjących ubrania dla europejskich polityków. Zacytuję autora: nowe standardy w męskiej modzie (inaczej niż w damskiej) ustanawiali nie wielcy krawcy, lecz wielcy klienci: Brummel, czy książę Windsoru (1894-1972). Czy ktoś pamięta jak nazywali się ich krawcy? Od siebie dodam, że Beau Brummel, arbiter elegancji żyjący na przełomie wieków XVIII i XIX, uważany jest za historycznego pomysłodawcę współczesnego garnituru.

A teraz, zgodnie z tytułem felietonu, kilka opowiastek o snobistycznych dziwactwach możnych tego świata.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.