Po pół roku okazało się, że super fachowiec od zarządzania służbą zdrowia Wojciech Glinka, nie podołał oczekiwaniom. Czy rzeczywiście? Czy za jego zwolnieniem nie kryją się przypadkiem niezaspokojone ambicje i apetyty? Szpital zsuwa się po równi pochyłej, nabierając tempa wraz z każdą kolejną zmianą na dyrektorskim stołku. Komu zależy na tym, by zatrzymał się jak najszybciej... na dnie?

Zwolniony nielegalnie

W uzasadnieniu wypowiedzenia figuruje aż siedem punktów, z których dwa pierwsze stanowią meritum sprawy. Pierwszy mówi o utracie zaufania władz powiatu.

- Chodziło o to, że nikt już nie wierzył, aby dyrektor był w stanie zrobić cokolwiek, co poprawiłoby istniejącą sytuację - wyjaśnia wicestarosta Wiesław Szubka, dodając, że ochotę na pozbycie się dyrektora Zarząd Powiatu miał już trzy miesiące temu.

Drugi ważny zarzut to pogłębiające się zadłużenie szpitala. Pozostałe dotyczyły spraw szczegółowych, indywidualnych, jak np. zatrudnienie takich czy innych osób. Kolejne punkty - argumenty sprawiają wrażenie "dorobionych na siłę", by było więcej i są łatwe do zbicia na drodze postępowania sądowego, do którego najprawdopodobniej dojdzie. Tym bardziej, że Wojciech Glinka ma w tej potyczce prawie zagwarantowane zwycięstwo. Tak się bowiem składa, że jest radnym, a władze powiatu, zanim wręczyły mu wypowiedzenie, powinny były uzyskać na to zgodę Rady Miejskiej Mrągowa. Tego jednak nie uczyniły. Co prawda, zwróciły się ze stosownym wnioskiem do mrągowskich radnych, ale po fakcie wypowiedzenia umowy o pracę. Oficjalnie dyrektor Glinka będzie jeszcze zatrudniony przez miesiąc, ale bez obowiązku świadczenia pracy.

Wszystko działo się na gorąco, podczas sesji Rady Powiatu w piątek, 26 września. Nie na sesji jednak, ale w kuluarach. Długa przerwa w obradach, o której wspominaliśmy w poprzednim numerze przy relacji z sesji, jak się okazuje, poświęcona była na odbycie dwóch innych posiedzeń: Rady Społecznej szpitala i Zarządu Powiatu. Pierwsze odbyło się z naruszeniem zasad.

- W spotkaniu Rady Społecznej musi uczestniczyć dyrektor, a mnie na to posiedzenie nie poproszono - mówi Wojciech Glinka. I to stanowi kolejną podstawę do obalenia wypowiedzenia. - To formalne, proceduralne błędy, a mogę także udowodnić niezasadność praktycznie każdego z postawionych zarzutów - zapewnia odwołany dyrektor.

Podpadł lobby

Podczas drugiego, czyli posiedzenia Zarządu Powiatu próbowano najpierw namówić dyrektora do tego, by odszedł "z własnej i nieprzymuszonej woli".

- To posiedzenie było zaskoczeniem także i dla mnie, nic o nim wcześniej nie wiedziałem - powiedział "Kurkowi" jeden z członków Zarządu Powiatu. - Dyrektor też został "wzięty z zaskoczenia". Starosta prawie rzucił się na niego jak sęp, nie prosił, lecz żądał podpisania rezygnacji, bo jak nie, to wystąpi oficjalnie o zgodę do Rady Mrągowa. Mówił też, że już zdążył z tamtejszymi radnymi załatwić, że oni się zgodzą - opowiedział piątkowe wydarzenia. Zdaniem naszego rozmówcy zasadniczy wpływ na odwołanie dyrektora szpitala miało silne w Radzie Powiatu lobby lekarskie. - Glinka zaczął się dobierać do ich kieszeni, chciał obniżyć wysokość wynagrodzeń i kontraktów, no i taki jest efekt.

Wybiorą swojego

Glinka atakowi starosty się nie poddał, ale decyzje już i tak zapadły. Zaowocowały oficjalnym wręczeniem wypowiedzenia dopiero we wtorek 30 września, w czasie gdy "na placu boju" pozostał jedynie wicestarosta Szubka. Reszta członków zarządu, a przynajmniej ich większość, ze starostą Kijewskim na czele, wyjechała na tydzień do Bad Kreuznach.

Tymczasowo dyrektorskie obowiązki powierzono Markowi Michniewiczowi. Trwają poszukiwania kolejnego "stałego" dyrektora.

- Na pewno będziemy chcieli na to stanowisko powołać osobę wywodzącą się ze szczycieńskiego, szpitalnego środowiska - mówi wicestarosta Szubka.

(hab)

W istniejącej sytuacji ekonomicznej służby zdrowia najgenialniejszy menadżer z ruiny nie zrobi pałacu. I dlatego trudno uznać działania władz powiatu za logiczne tym bardziej, że jeszcze nie tak dawno te same władze rozpływały się w zachwytach nad swym wybrankiem. Znalezienie dobrego dyrektora zakrawa powoli na cud. Kto bowiem będzie chciał podjąć się tej funkcji, jeśli jest ona tak niestabilna i tak bardzo zależna od widzimisię rządzących.

Fakt, że w ostatnich miesiącach zadłużenie szpitala znacznie wzrosło. Faktem jest też, że dyrektor Glinka z upodobaniem wskazywał na zewnętrzne przyczyny finansowego krachu (np. nieadekwatna do wydatków wysokość wpłat z NFZ), znacznie rzadziej mówił natomiast o tym, jak - w istniejących szczycieńskich realiach - można by przeciwdziałać rosnącemu zadłużeniu. Faktem jest również, że pewne działania racjonalizujące koszty utrzymania placówki zostały podjęte. Nie ulega wątpliwości, że znacznie poprawiło się funkcjonowanie np. oddziału chirurgicznego, co - w przyszłości - musi przynieść profity. Bieżące, aktualne korzyści były jednak kroplą w morzu potrzeb i nie zadowalały powiatowych notabli.

Ale najważniejszym i niezaprzeczalnym faktem jest to, że w przypadku takiej jednostki jak szpital, ze specyfiką działania i ponad 300-osobową załogą, nie da się w ciągu sześciu miesięcy osiągnąć spektakularnego sukcesu. I nikt go nie oczekiwał, ale... dyrektora zwolniono. Dlaczego?

Jakkolwiek by nie było powiatowi decydenci sami sobie wystawili świadectwo. Dyrektor Glinka nie zdołał w ciągu pół roku przerobić szczycieńskiego szpitala w "klinikę w Schwartzwaldzie". Podobnie, stosując analogię, nie udało się władzom powiatowym zamienić Ziemi Szczycieńskiej w Majorkę połączoną z Bahamami czy też inne eldorado. Wystarczy wziąć w rękę programy wyborcze i poczytać hasła typu: walka z bezrobociem, rozwój gospodarczy itp. slogany. Następnie porównać z otaczającą rzeczywistością. Trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywne efekty blisko rocznej pracy na rzecz lokalnej społeczności. I co? Ktoś dał powiatowym włodarzom wypowiedzenia z pracy?

Halina Bielawska

2003.10.08