Decyzją Sądu Okręgowego w Olsztynie, Szpital Powiatowy w Szczytnie musi wypłacić Annie Włodkowskiej z Nart 2 miliony zadośćuczynienia wraz z odsetkami, a także dożywotnią comiesięczną rentę. Ma również odpowiadać za szkody, które w przyszłości mogą u niej wystąpić wskutek nieudzielenia w odpowiednim czasie pomocy i popełnienia błędu medycznego. Wyrok nie jest prawomocny. - Żadne pieniądze nie zwrócą mi zdrowia, ani życia dziecka, które utraciłam – mówi pani Anna.
MOŻE ZJADAŁA COŚ NIEŚWIEŻEGO
Pięć lat temu Anna Włodkowska z Nart była pełną energii 33-latką, mamą 3-letniej Zuzi. Pracowała zawodowo, w wolnych chwilach chodziła na siłownię i uczestniczyła w zajęciach zumby. Kiedy okazało się, że ponownie zaszła w ciążę, zarówno ona, jak i jej partner Maciej nie posiadali się z radości, tym bardziej, że na świat miał przyjść chłopczyk, więc w domu mieliby już parkę pociech. Wszystko układało się dobrze do feralnego 29 października 2018 r. Tego dnia rano, będąca w 10. tygodniu ciąży pani Anna poczuła silne bóle brzucha. Trafiła na izbę przyjęć szczycieńskiego szpitala, a następnie na oddział ginekologiczno – położniczy. Tam podano jej jedynie leki przeciwbólowe i rozkurczowe. Lekarz dyżurny, podejrzewając poronienie, wykonał badanie, które wykazało, że z dzieckiem pani Anny wszystko jest w porządku. Kobieta nadal cierpiała z bólu, informując o tym personel szpitala. W końcu zaczęła wymiotować. Na to ginekolog miał stwierdzić, że pewnie zjadła coś nieświeżego. Z godziny na godzinę stan pacjentki się pogarszał. W nocy dostała krwistej biegunki i zaczęła tracić przytomność. - Nie mogąc już wytrzymać narastającego bólu, położyłam się na zimnych płytkach w łazience – wspomina kobieta. Od pielęgniarki, którą błagała o pomoc usłyszała, że ta nie będzie budzić lekarza.
SPÓŹNIONA KONSULTACJA
Dopiero następnego dnia rano odbyła się konsultacja chirurgiczna.