Ten felieton, pisany pod koniec urlopowego sezonu, będzie o tym, jak oceniam minione wakacje z mojego letniego punktu widzenia, to jest z wysokości szczycieńskiej, widokowej wieży ratuszowej. Od dwóch miesięcy przebywam tutaj po kilka godzin dziennie. Mam zatem pewne, może ciekawe, spostrzeżenia odnośnie spędzania przez młodych ludzi tych zawsze oczekiwanych, wakacyjnych miesięcy.
Zanim zajmę się młodzieżą, kilka uwag o specyfice tegorocznego lata. Naznaczonego piętnem pandemii. Maseczki, odkażanie rąk, to oczywista oczywistość i nikt w pomieszczeniach zamkniętych nie uchyla się od tych obostrzeń. Przynajmniej tam u mnie, na wieży. Jak jest na plaży nie wiem. Nie bywam. Natomiast spostrzegam wyraźną różnicę, co do osobowego składu turystów, którzy odwiedzali wieżę przez ostatnie cztery sezony (piąty już rok gospodarzę w tych pomieszczeniach), a mijającym latem. Przez dwa miesiące, czyli lipiec i sierpień, odwiedziło wieżę zaledwie troje (!) obcokrajowców. Młodziutka Hiszpanka, z polską opieką, oraz dwóch Niemców w wieku studenckim. To coś zupełnie niezwykłego, biorąc pod uwagę, że w minionych latach, dosłownie każdego dnia odwiedzała wieżę mniejsza lub większa grupa obcojęzycznych gości. Z okienek wieży zawsze widziałem, stojące na placu Juranda, autokary z rejestracją niemiecką lub holenderską. W tym roku autokaru żadnego nie uświadczysz. Dotyczy to zresztą także turystów z Polski. Po prostu nie istnieje turystyka zbiorowa. Czyli zorganizowana.
Kto zatem odwiedza widokową wieżę w Szczytnie?