W Szczytnie funkcjonuje około 80 taksówek, więc ostra konkurencja powoduje liczne waśnie. Ostatnio kością niezgody stał się aparat telefoniczny zainstalowany na placu postojowym przy ul. Linki, który zamilkł z chwilą przekierowania jego numeru na prywatną komórkę.

Telefon niezgody

Szczycieńscy taksówkarze mają do dyspozycji cztery punkty postojowe - na placu Juranda, przy ul. Odrodzenia, obok marketu Carrefour oraz między dworcami PKP i PKS. Jedynie ten ostatni wyposażony jest w stacjonarny telefon, który ostatnio jednak milczy, bo został przekierowany na komórkę tylko jednego taksówkarza, Juliusza Giecewicza z Taxi Halo. Nie mogą się z tym pogodzić inni, zwłaszcza niezrzeszeni w dwóch liczących się w mieście korporacjach - Radio Taxi Halo, czy Radio Taxi Ekspres.

- Składaliśmy się na zamek do aparatu, tablicę reklamową z numerem, płaciliśmy abonament, a teraz korzyści z telefonu odnosi tylko jedna osoba - denerwuje się Józef Olszewski, niezrzeszony.

- To są elementy nieczystej gry - wtrąca Marek Wesołowski. Podkreśla, że aparat o numerze 624-32-00 był wspólną własnością. Teraz, gdy Juliusz Giecewicz przekierował go na swoją komórkę, odciął innych od sporej rzeszy klientów. Jak ktoś

zadzwoni na postój po taksówkę, to połączenie odbiera tylko i wyłącznie on.

NIECO HISTORII

Telefon na ul. Linki ma długą historię. Najpierw był to aparat ogólnego użytku w czasach, gdy nikomu nie śniło się nawet o komórkach, czy korporacjach i jedynym sposobem zamówienia taksówki przez klienta było właśnie zatelefonowanie na postój. Jednak z upływem czasu zmieniały się przepisy i ostatnio ów aparat musiał być przepisany na konkretną osobę, legitymującą się numerem NIP. Warunek taki spełniał jeden z taksówkarzy i dlatego telefon figurował na jego nazwisko, choć był do użytku ogólnego i wszyscy taksówkarze solidarnie wnosili opłaty.

Stało się jednak tak, że ów taksówkarz zmienił zawód i zrezygnował wówczas także z telefonu.

Od tej chwili w kwestii aparatu zapanował chaos. Nikt za niego nie płacił, więc został wyłączony.

Po jakimś czasie starania o przywrócenie numeru podjął właśnie Juliusz Giecewicz. Mówi nam, że przywrócenie numeru kosztowało go sporo wysiłku. Musiał aż dwa razy jeździć do Olsztyna, a przedtem jeszcze dzwonić do Katowic, bo w Szczytnie oddział TP SA zlikwidowano.

W końcu mu się udało, aparat został uruchomiony ponownie.

- Początkowo nawet wszystko grało, inni taksówkarze wnosili opłaty, ale po kilku miesiącach, z niewiadomego powodu, niestety, przestali - skarży się i dodaje, że proponował wówczas innym wzięcie telefonu na siebie. Czekał na to pół roku i gdy nikt nie wyraził ochoty, po prostu załatwił przekierowanie jego numeru na swoją komórkę i teraz wszelkie koszty ponosi sam.

Inni taksówkarze kręcą na te słowa głowami, między innymi Marek Wesołowski. Twierdzi, że i on chciał przejąć aparat, aby był ogólnodostępny, ale gdy złożył wizytę w TP SA, wyjaśniono mu, że numer jest już przekierowany na komórkę, a dodatkowo stał się telefonem prywatnym. Teraz ponowne przyznanie go taksówkarzom wymagałoby zgody obecnego właściciela.

- Juliusz żądał ode mnie 300 zł, więc dałem się na spokój - mówi Marek Wesołowski.

Taksówkarze nie mogą się dogadać, ale mówią, że nie odpuszczą i nie pozwolą, aby telefon z postoju był tylko w jednych rękach. Argumentują, że to niesprawiedliwe, aby z aparatu dawniej ogólnodostępnego, korzyści czerpała tylko jedna osoba.

Marek J.Plitt