Tlenek węgla, który ulatniał się z nieszczelnej instalacji grzewczej w budynku przy ul. Kościuszki 7 spowodował zatrucie organizmu u Leokadii Fitas. Z czasem pojawiły się u niej inne powikłania. Przeprowadzane przez administratora drobne naprawy w budynku nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Wydawało się, że wymiana pieca węglowego na gazowy odmieni życie pani Leokadii. Wielki ból i żal za utracone zdrowie sprawiają jednak, że nie potrafi już cieszyć się życiem.

Ten dom zrujnował mi zdrowie

NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ

Historia Leokadii Fitas, od blisko 50 lat mieszkanki przedwojennej kamienicy przy ul. Kościuszki 7, była wielokrotnie opisywana na łamach „Kurka”. Co pewien czas życie wzbogacało ją o nowe wątki. Problemy zaczęły się zaraz po kapitalnym remoncie budynku, jaki wykonano dwadzieścia lat temu. Zaraz po tym w mieszkaniu pani Leokadii zaczął ulatniać się czad. Okazało się, że przewody kominowe działały niesprawnie. Od tamtej pory pani Leokadia mocno podupadła na zdrowiu. Zaświadczenia lekarskie mówią jednoznacznie – kłopoty zdrowotne spowodowało zatrucie tlenkiem węgla. Biegli sądowi stwierdzili u kobiety 30-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Przewlekłe zatrucie tlenkiem węgla skutkowało u Leokadii Fitas rozstrojem zdrowia, objawiającym się bólami i zawrotami głowy, osłabieniem oraz omdleniami – pisze w wydanej opinii lekarz medycyny sądowej Bogdan Zalewski. Ostatnio doszły do tego kłopoty z sercem. Mieszkanka feralnej kamienicy przeszła dwa zawały. Była wielokrotnie hospitalizowana. Oprócz tego cierpi na nerwicę. Wielokrotne skargi pani Leokadii pisane do Towarzystwa Budownictwa Społecznego, administratora budynku, nie przyniosły pożądanych rezultatów. Nadmiar tlenku węgla wykazywały także kontrole Stacji Epidemiologicznej. - Gdy domagałam się naprawy instalacji przyszli, zapchali to watą uznając, że sprawę załatwiono – pani Leokadia nie kryje rozgoryczenia. Ulga przyszła w 2006 roku, gdy Wspólnota Mieszkaniowa podjęła decyzję o zamianie ogrzewania na gazowe. Według Leokadii Fitas, tym razem także nie wykonano robót jak należy, bo pozostawiono rury od starej instalacji. Kobieta wzięła sprawy w swoje ręce i wymieniła je na własny koszt. Przeznaczyła na to około 2 tys. zł. Teraz będzie domagać się zwrotu poniesionych kosztów.

WIEDZIAŁA CO KUPOWAŁA

Alfred Kryczało, dyrektor TBS, uznaje te roszczenia za nieuzasadnione. - Wszystko zostało wykonano zgodnie z przepisami prawa budowlanego - zapewnia. Piotr Matwiejczuk, wykonawca robót, podziela stanowisko dyrektora. - Projekt nie obejmował wymiany rur w mieszkaniach. To była zmiana systemu grzewczego, a nie całej instalacji - informuje. Zwrot pieniędzy w tym przypadku pani Leokadii więc się nie należy. Kryczało przyznaje jednak, że jej mieszkanie od lat wymagało remontu. Dodaje, że budżet Wspólnoty Mieszkaniowej był dość skromny i wystarczał jedynie na małe poprawki. Czy Miasto powinno zatem sprzedawać mieszkanie, w którym jest wadliwa instalacja?

- Wiedziała, co kupowała - kwituje dyrektor TBS-u. - Mieszkanie nabyła za grosze, a więc powinna liczyć się z jego niedoskonałościami, o których zresztą dobrze wiedziała. Dyrektor zaznacza też, że kobieta mogła zwrócić się do Urzędu Miejskiego z prośbą o zamianę tego lokum na inne, a tego nie uczyniła.

Tymczasem z dokumentów wynika co innego. O zamianę mieszkania pierwszy raz pani Leokadia wystąpiła do Urzędu Miejskiego już w 1985 r., ponowiła prośbę w 1989 r. W 2002 roku kolejny jej wniosek zostaje odrzucony przez Zarząd Miasta. Ówczesne władze Szczytna proponują jednak schorowanej kobiecie niekonwencjonalną transakcję – ona odda swoje własnościowe mieszkanie miastu, a w zamian przeprowadzi się do … komunalnego. - Na taki numer nie dałam się nabrać – wspomina pani Leokadia. Dodaje, że na wykup mieszkania zdecydowała się, gdy usłyszała zapewnienia od administratora budynku, że wszystkie usterki zostały już usunięte.

- Nabywałam to mieszkanie na takich samych zasadach jak pozostali mieszkańcy Szczytna. Nie miałam żadnych specjalnych przywilejów – odpowiada dyrektorowi TBS-u. Chociaż od trzech lat w jej mieszkaniu czad już nie gości, wcale nie odczuwa z tego powodu satysfakcji. - Ta moja wieloletnia walka o prawo do godnego życia kompletnie zniszczyła mi zdrowie. Chciałabym się cieszyć życiem, ale już nie potrafię – kobieta nie może opanować łez.

Monika Robaczewska