Podczas minionego weekendu doszło do tragicznego wypadku na drodze krajowej nr 57. Zginął znany szczycieński instruktor jazdy Stanisław Drężek, w którego uderzył czołowo młody kierowca prowadzący citroena berlingo.
W godzinach popołudniowych 7 września doszło do tragicznego wypadku pod miejscowością Najdymowo (gmina Biskupiec). Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że 20-latek kierujący citroenem berlingo wykonał manewr omijania fiata brava, który zatrzymał się przed nim, aby skręcić w lewo. W konsekwencji prowadzący citroena zjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się czołowo z jadącym z naprzeciwka 66-letnim motocyklistą. Był nim Stanisław Drężek, znany mieszkaniec Szczytna. W wyniku kolizji poniósł on śmierć na miejscu.
Członkowie klubu motocyklowego „Jurand” jechali tego dnia w korowodzie weselnym z Czerwonki do Biskupca. Jako ostatni przemieszczał się Stanisław Drężek i w niego wjechał młody kierowca citroena, wcześniej tylko o włos omijając innego motocyklistę.
WSPOMNIENIE O ZMARŁYM
Śmierć Stanisława Drężka, znanego instruktora i wielbiciela motocykli, wstrząsnęła całym środowiskiem szczycieńskich kierowców samochodowych i motocyklowych, wśród których wielu było jego wychowankami. Sam stałem się jego uczniem, a było to w 1974 r., gdy uczęszczałem na kurs nauki jazdy prowadzony przez ówczesny LOK. Już wtedy fama głosiła, że pan Stanisław jest najlepszy. Wszyscy więc staraliśmy się trafić do jego grupy. Instruktor, niewiele od nas starszy, był ogólnie lubiany i ceniony. Na jego wykładach nie było nudy. Miał rzadką umiejętność przekazywania wiedzy w sposób zrozumiały i często z humorem. Uprzedzał nas również (co było wówczas całkiem normalne) przed tzw. zażywkami egzaminatorów podczas ustnych egzaminów. Jeśliby pytali o to, jak głęboko zakopuje się znaki drogowe, pan Stanisław instruował nas, aby odpowiadać, że znaków się nie zakopuje, tylko słupki, do których są one mocowane. Gdyby z kolei pytali, co powinien zrobić w pierwszej kolejności kierowca, który zatrzymał się na moście, należałoby odpowiedzieć, że w takim miejscu zatrzymywać się nie wolno. Aby nas jak najlepiej wyszkolić, poświęcał nam nawet swój prywatny czas. Jeździł z nami do Olsztyna, czego nie robił żaden inny instruktor, a po to, byśmy zapoznali się z wielkomiejskim ruchem samochodowym. W latach 70. na ulicach Szczytna ruch był bowiem niewielki i w niczym nie przypominał obecnego. Mimo to tu przeprowadzano egzaminy na prawo jazdy. Ceniliśmy naszego instruktora nie tylko za obszerną wiedzę, ale i cierpliwość oraz wyrozumiałość. Po prostu zawsze był spokojny i nie dawał się ponosić nerwom, jak to bywało w przypadku innych.