Smutna wiadomość nadeszła z Warszawy: 25 lipca po operacji krwiaka mózgu zmarła Grażyna Świtała, znana piosenkarka. Podobnie jak nieżyjący już także Krzysztof Klenczon, swoje młodzieńcze lata spędziła w Szczytnie.

Tylko śmierć się Jej oparła

Urodziła się 27 lutego 1954 roku w Słupsku. Rok później jej rodzice przeprowadzili się do Szczytna, gdzie ojciec został wykładowcą w szkole oficerskiej. W szkole było kółko teatralne, w którym w wieku 5 lat zadebiutowała mała Grażynka, z czasem grając nawet role pierwszoplanowe. Chodziła najpierw do "ćwiczeniówki", a od drugiej do szóstej klasy do "czwórki". Równolegle uczęszczała do szkoły muzycznej, jej nauczycielem był Michał Sawicz. W wywiadzie udzielonym "Kurkowi" w 1991 roku wyznała, że podkochiwała się w synu swego profesora - Bogdanie.

Po 13 latach spędzonych w Szczytnie przeprowadziła się wraz z rodzicami do Gliwic. Tam ukończyła Wydział Wokalny ŚSM, a później Wydział Pedagogiczny Akademii Muzycznej w Katowicach. Największe sukcesy estradowe przyszły w latach 80. Wylansowała wiele przebojów, m.in.: "Czekaj mnie, wypatruj mnie", "Dwa serca jak pociągi dwa", "Tak jak przed laty". Nie tylko śpiewała, ale i komponowała - pod pseudonimem Grażyna Kettner. Grała na skrzypcach, fortepianie i akordeonie. Zwiedziła całą Europę, koncertowała także m.in. w Kanadzie, Kuwejcie, Mongolii, na Kubie i Wyspach Kanaryjskich.

Dwukrotnie wychodziła za mąż. Pierwszym jej mężem był Krzysztof Kettner (ginekolog). Pod jego nazwiskiem ukryła swoje kompozycje "Moja miłość bez imienia", "Tylko tyle". Słowa do nich napisał Janusz Kondratowicz, autor wielu tekstów piosenek wykonywanych przez Krzysztofa Klenczona. Małżeństwo przetrwało dwa lata. Andrzej Rutkowski, drugi mąż pani Grażyny, był kompozytorem i aranżerem większości jej przebojów. Z tego związku, który przetrwał pięć lat, urodziła się jedyna i ukochana córka piosenkarki - Agata.

W czasie swojej kariery muzycznej tylko raz wystąpiła w Szczytnie. Miało to miejsce w 1991 roku podczas koncertu "Baw się razem z nami" poświęconego pamięci Krzysztofa Klenczona.

Niosła pomoc potrzebującym

Wielką jej pasją była pomoc osobom niepełnosprawnym. Osiem lat temu założyła fundację "Naprawdę czeka ktoś", której celem miało być wspieranie utalentowanej artystycznie młodzieży niepełnosprawnej. Z jej inspiracji co roku w Ciechocinku odbywał się festiwal "Piosenki Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski". Jednym z jego uczestników był niepełnosprawny chłopiec ze Szczytna Maciek Częścik.

Kobieta dynamit

Pani Grażynie coraz trudniej było się dogadać z władzami Ciechocinka, szukała więc innego miejsca dla swojego festiwalu. Dlatego bardzo ucieszyła się, kiedy z propozycją jego przeniesienia do Szczytna zwróciła się do niej była dyrektor PCRE Elżbieta Piechowicz.

- Bardzo zainteresował ją ten pomysł, tym bardziej, że Szczytno było jej tak bliskie - wspomina Elżbieta Piechowicz. Po rozmowach z ówczesnym burmistrzem ustalono, że festiwal odbędzie się w 2002 roku. Na miejsce imprezy wyznaczono dziedziniec zamkowy i dom kultury. Warunkiem było tylko umożliwienie swobodnego wejścia do MDK-u niepełnosprawnym. Władze lokalne liczyły, że festiwal w Szczytnie będzie dobrą kartą przetargową przy staraniach o dotację z PFRON na budowę amfiteatru.

Ostatecznie do realizacji pomysłu nie doszło. Na jesieni 2001 roku Elżbieta Piechowicz została odwołana ze stanowiska.

- To była kobieta dynamit - wspomina Grażynę Świtałę była dyrektor PCRE. - Sama mówiła o sobie, że jak walczy o los niepełnosprawnych to idzie jak czołg i nikt jej nie może się oprzeć.

Czy narzekała na jakieś dolegliwości zdrowotne?

- Nie, chociaż mówiła, że bardzo się spala przy organizacji imprez, tracąc sporo na wadze - mówi pani Elżbieta. - Bardzo emocjonalnie podchodziła do swoich działań, jak to artystka. Zawsze w podróży towarzyszyła jej córka i dwa psy.

O przebojowości piosenkarki najlepiej świadczy sytuacja, jaka miała miejsce w czasie jej pierwszego spotkania dwa lata temu z burmistrzem Żuchowskim.

- Weszła do gabinetu i bez zastanowienia usiadła na fotelu burmistrza - wspomina pani Elżbieta. - Nie przyszło jej do głowy, że jest coś nie tak. My z burmistrzem nie śmieliśmy jej zwrócić uwagi, bo z takim wdziękiem, entuzjazmem i elokwencją opowiadała nam o swojej fundacji i planach na przyszłość.

Andrzej Olszewski

(W materiale wykorzystano informację i zdjęcia z "Życia na Gorąco")

JESTEM TAKI WĘDROWNICZEK

(fragment rozmowy z Grażyną Świtałą, po koncercie "Baw się razem z nami", "Kurek Mazurski" nr 16/1991)

- Co najbardziej pamięta pani ze swoich młodzieńczych lat spędzonych w Szczytnie?

- Wszystko. Dokładnie wszystko i wszystkich. Często śnią mi się lasy, jezioro Wałpusz, gdzie spędzałam wakacje. Miałam piękne dzieciństwo i żal mi bardzo, że moje dziecko nie może mieć takiego. Pamiętam, że od swego pierwszego chłopaka Jurka Kobylińskiego otrzymałam kiedyś w prezencie psa i tak zaszczepił we mnie miłość do psów, że nie wyobrażam sobie dzisiaj bez nich życia.

- Wystąpiła pani w koncercie poświęconym pamięci Krzysztofa Klenczona. Czy znała go pani osobiście?

- Znałam go, ale nie blisko. Spotkaliśmy się na kilku koncertach. Były to moje pierwsze kroki na estradzie, a on był już uznaną gwiazdą. Lepiej znałam jego siostrę Hanię, która była moją nauczycielką w szkole. W odróżnieniu od Krajewskiego Klenczon miał w sobie więcej nowatorstwa, temperamentu i ekspresji. Ja też lubię utwory mocne. Mimo iż wszyscy myślą, że jestem taka słodka i taka bardzo delikatna, to ja jednak lubię wyżywać się w ostrych utworach. Właśnie takie nagrałam na ostatniej kasecie w stylu country.

- Jak podobał się pani dzisiejszy koncert?

- Bardzo. Potwornie się bałam, jak zostanę przyjęta. Było mi trochę przykro, że organizatorzy zapomnieli o mnie. Zawsze w rozmowach i wywiadach podkreślałam, że bardzo lubię Szczytno. Kiedy usłyszałam o planowanym tutaj koncercie natychmiast skontaktowałam się z Januszem Kondratowiczem. Sama się wprosiłam na występ. Tym bardziej, że przyświecała mu tak wspaniała idea. Gdyby w grę wchodziły jakieś honoraria, na pewno bym się nie odezwała.

- Czy zobaczymy panią wkrótce?

- Nie wiem. Chyba zacznę rozglądać się za jakimś domeczkiem. Bardzo bym chciała mieć taką małą chatkę pod Szczytnem.

Rozmawiał

Andrzej Olszewski

2003.08.20