Uciążliwe pryzmy

Chociaż styczeń już za nami, jednak jeszcze trochę trzeba będzie poczekać na upragnioną wiosnę, borykając się z mrozem, śniegiem i wiatrem. Kiedy nastąpiła dość długotrwała odwilż, wydawało się, że jest już po zimie, ale niestety, ta nie odpuszcza. Znów spadł śnieg i uzupełnił to, co stajało. Zatem spacerując ulicami miasta nadal przemykamy między wysokimi pryzmami śniegu, które zalegają na styku chodników z jezdniami. Na szerokim trotuarze przyległym do placu Juranda (przy kwiaciarni i pawilonach handlowo-usługowych) utworzył się istny labirynt ścieżek wytyczonych między wysokimi białymi bandami. Trzeba tam nieźle lawirować by wybrać właściwy kierunek, aby na przykład zamiast planowanej wizyty w sklepie odzieżowym nie trafić wprost pod kiosk „Ruchu” lub odwrotnie. Z kolei na wąskich osiedlowych ulicach w niektórych miejscach praktycznie nie ma gdzie już odkładać zgarniętego z chodników śniegu - fot. 1. Mieszkańcy klną z tego powodu, a niektórzy desperaci chwytają się, delikatnie mówiąc, dość kontrowersyjnych sposobów na usunięcie choćby wierzchołków owych pryzm. Oto widok nawierzchni pewnej ulicy na pewnym osiedlu domków jednorodzinnych – fot. 2.

Na zdjęciu widać, że jezdnię dość gęsto pokrywają większe lub mniejsze bryły zlodowaciałego śniegu. Takie rzeczy nie spadają przecież z nieba, skąd zatem się wzięły? „Kurek”, ponieważ widok taki nie należy do rzadkości na osiedlowych (i nie tylko) ulicach, mocno łamał sobie głowę nad tą zagadką. Początkowo sądziliśmy, że to efekt niestarannej pracy wykonanej przez pług odśnieżający jezdnię, ale gdy jechaliśmy jedną z takich ulic późnym wieczorem, wszystko się wyjaśniło. Byliśmy bowiem świadkami, jak sfrustrowany właściciel prywatnej posesji, rozrzucił łopatą czubek pryzmy po jezdni. Miał nadzieję, że do rana ów zbrylony śnieg rozjeżdżą samochody i nie będzie po jego robocie ani śladu. Jakby ów nie czynił, co trzeba przyznać, miał pewne racje. Miasto, o czym pisaliśmy jeszcze na początku zimy, nie nosiło się wtedy i nie nosi obecnie z zamiarem wywożenia nadmiaru śniegu, bo jest to po prostu bardzo kosztowne przedsięwzięcie.

Poza finansami, trzeba jeszcze dysponować odpowiednimi środkami transportu oraz miejscem, w którym możliwe byłoby składowanie śniegu zebranego z chodników i ulic, a więc mocno zanieczyszczonego.

DZIWNY PODZIAŁ RÓL I KAR

W związku z zimowymi kłopotami, uważniej wczytaliśmy się w ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Reguluje ona także sprawy związanie z karaniem i kontrolą. I tak, jeśli właściciel (zarządca) jakiejś posesji nie oczyści chodnika ze śniegu, może być ukarany przez straż miejską karą grzywny wynoszącą od 20 zł, kwotą niby niedużą, ale aż do 500 zł, co już jest sumką sporą.

Ma tu zastosowanie Kodeks Wykroczeń (art. 103). W Szczytnie, jak na razie, skończyło się jedynie na upomnieniach i reprymendach słownych udzielanych przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Natomiast za wiszące sople na dachu - fot. 3 lub zalegający na nim śnieg grożą już zupełnie astronomiczne grzywny, bo do 1 000 do 200 000 zł(!). Te mogą nakładać jednak już nie strażnicy miejscy, a tylko inspektorzy nadzoru budowlanego, bo w tym przypadku w grę wchodzą kary z art. 91 prawa budowlanego. Ponadto na jego podstawie za nieusunięcie sopli lub śniegu z dachu grozi także odsiadka i to do roku więzienia! Oj, ta zima straszna nie tylko mrozami czy śniegiem.

NĘDZNE LODOWISKO

Dzieci mają akurat zimowe ferie i na szczęście panująca wszem i wobec zima nie wydaje się im tak straszna, jak nam starszym osobom. Obiecują bowiem sobie, gdy nie ma szkoły, wiele zabaw i uciech na śniegu, czy lodzie. Tymczasem niewiele atrakcji zimowych czekało na dzieci i młodzież w pierwszym tygodniu zimowych ferii. Jedyne w mieście lodowisko, choć od kilku dni nie tylko w nocy, ale i podczas dnia panują mrozy, w miniony czwartek (27 stycznia) przedstawiało się marnie. Choć tafla była i owszem odśnieżona, to widać w niej mnóstwo dziur, choćby i takich, jak to pokazane jest w czerwonym otoku na zdjęciu - fot 4.

Poza tym tafla pod względem gładkości oraz równości pozostawiała wiele do życzenia. Nic zatem dziwnego, że chętnych do jazdy na łyżwach tego dnia nie zauważyliśmy. Ponadto wokół lodowiska miały stać ławeczki, na których amatorzy ruchu na świeżym powietrzu mogliby usiąść aby założyć łyżwy, a także położyć jakieś drobiazgi lub postawić buty. Tak zapewniali nas pracownicy MOS-u jeszcze na początku zimy. Tymczasem stoi tu tylko jedna ławka, którą ustawiono nie bezpośrednio przy tafli, a pod okienkiem wypożyczalni łyżew.

SZUSY NA KACZAKACH

Milusińscy, mając do czynienia z takim lodowiskiem, rezygnują z jazdy i udają się na pobliskie Kaczaki zwane też Kaczymi Dołami. Tam w czwartkowe popołudnie

(27 stycznia) „Kurek” spotkał całą gromadkę dzieci, które śmigały sankami po stokach tamtejszych pagórków, oczywiście pod opieką kilku starszych osób - fot. 5.

Na pierwszym planie widzimy Igora, który przyszedł tu z babcią, aby zażyć ruchu i zabawy na świeżym powietrzu. Tuż obok przemykają na sankach dzieci pana Mariusza Kwiatkowskiego, którego widać w głębi następnego zdjęcia - fot. 6. Pan Mariusz, choć mieszka przy ul. Broniewskiego, nie jest jeszcze stałym obywatelem naszego miasta, ale na pewno nim zostanie już wkrótce, bo Szczytno i okolica bardzo mu się podobają. Przeglądając zwykłe i satelitarne mapy ustala sobie trasy coraz to nowych wycieczek, podczas których poznaje nowe, nieznane mu dotąd miejsca. Szczególnie interesują go takie, na których odcisnęła swoje piętno historia naszego regionu - cmentarze wojenne, stare, już nieczynne szlaki kolejowe, itp. Jest też pod urokiem Kaczych Dołów.

Jego zdaniem powinny być one podobnie zagospodarowane jak Mała Biel, oczywiście z zachowaniem naturalnych stoków, aby zimą można było jeździć po nich sankami. Dzieci zaś jak to dzieci, w trakcie naszej rozmowy pędzą z górki na pazurki i to dosłownie, bo wywrotka to dla nich nie jakiś tam wypadek, a superatrakcja. Gdy niezadowolone są z efektów, bo zamiast wykręcenia fikołka, udało im się tylko zsunąć z sanek, specjalnie turlają się po stoku, aby w pełni zakosztować przygody.