Spodziewane od dłuższego czasu zamknięcie szczycieńskiego kina stało się faktem. Liczące niemal 30 tys. mieszkańców miasto zostało pozbawione jedynej tego typu placówki kulturalnej. Lokalni włodarze ubolewają i... rozkładają ręce.

Urwany film

KIEPSKA FREKWENCJA

O tym, że utrzymywanie w Szczytnie kina straciło sens, mówiło się już od kilku lat. Pusta sala, coraz mniejsze zainteresowanie wyświetlanymi filmami i narzekania na opóźnione premiery, a do tego jeszcze kiepski stan samego budynku - wszystko to nie dawało nadziei na poprawę sytuacji. Wreszcie stało się. Funkcjonująca od początku lat 50. placówka przestała istnieć.

- Z dniem 31 lipca wygasła umowa dzierżawna z właścicielem obiektu, firmą Neptun Film z Gdańska i kino zostało zamknięte - mówi Andrzej Kucharczyk, reprezentujący dotychczasowego dzierżawcę.

Spółkę Neptun Film w kwietniu tego roku sprzedano. Oprócz szczycieńskiego "Juranda" w województwie warmińsko-mazurskim należały do niej m.in. kina w Mrągowie, Barczewie, Ostródzie, Bartoszycach i Lidzbarku Warmińskim oraz "Kopernik" i "Polonia" w Olsztynie. Wszystko wskazuje na to, że czeka je podobny los, czyli likwidacja. Same obiekty zostaną wystawione na sprzedaż. Według nieoficjalnych źródeł, budynek po kinie znalazł już nabywcę i wkrótce powstanie w nim sklep.

- Prowadzenie kina nie było opłacalne. Zresztą trudno się temu dziwić, skoro w ciągu miesiąca na seanse przychodziło góra 80 osób. Frekwencje poprawiały tylko szkoły - mówi Andrzej Kucharczyk. Dodaje, że budynek wymaga generalnego remontu, którego koszt szacuje na 200-300 tys. zł. Jego zdaniem wykładanie takiej sumy w sytuacji, gdy na filmy przychodzi mało ludzi, nie miałoby najmniejszego sensu. Czy zatem nie warto było udać się po pomoc do miasta?

- Nawet nie próbowałem się o nią starać, bo co może miasto? Nie jest ono właścicielem obiektu, więc nie dziwię się, że nie dokłada do tego interesu. Dziś na kulturę nie wszystkich stać, trzeba to zrozumieć - stwierdza Andrzej Kucharczyk.

DOBRE CZASY

Z zamknięciem kina trudno się pogodzić Danucie Smorąg, która w "Jurandzie" pracowała jako bileterka i kasjerka od 1972 roku.

- Szkoda, że do tego doszło, ale takie są czasy - mówi. Z nostalgią wspomina najlepszy okres działalności szczycieńskiego kina.

- Kiedyś waliły tu tłumy. Gdy graliśmy "Wejście Smoka", to co dzień leciały szyby w oknach, a plac przed budynkiem był zapełniony. Bilety masowo wykupywały "koniki". Zdarzało się, że jedna osoba nabywała ich po 20-30 - wspomina pani Danuta. Na przełomie lat 70. i 80. odbywały się trzy seanse dziennie i na wszystkich widownia wypełniała się po brzegi. Dla porównania warto dodać, że w ostatnim czasie filmy wyświetlano tylko cztery razy w tygodniu.

- Ludzie przestali chodzić do kina i trudno się im dziwić, bo nie stać ich na bilety po 12 zł - mówi była kasjerka. - Często dochodziło do sytuacji, kiedy trzeba było odwołać seans, bo na widowni siedziało kilka osób.

STRATA DLA MIASTA

W Urzędzie Miejskim o zamknięciu kina niewiele wiadomo.

- Żadna oficjalna wiadomość w tej sprawie do nas nie dotarła - mówi naczelnik wydziału kultury i edukacji Robert Dobroński. - Ubolewam, że tak się stało, to duża strata dla miasta - dodaje.

Sam w szczycieńskim kinie bywał ostatnio rzadko. Częściej odwiedzała je za to jego 15-letnia córka, zapalona kinomanka.

- Nierzadko jednak odprawiano ją z kwitkiem, bo na sali brakowało minimalnej liczby widzów - mówi Robert Dobroński. Według niego, wsparcie placówki z miejskiej kasy nie wchodziło w grę.

- To nie nasz obiekt, a my nie możemy łożyć na coś, co nie jest naszą własnością - twierdzi naczelnik.

WSTYD SIĘ PRZYZNAĆ

Przewodnicząca Rady Miejskiej Monika Hausman-Pniewska o zamknięciu "Juranda" dowiaduje się także od "Kurka".

- Wstyd będzie się przyznać przed kimś przyjezdnym, że w Szczytnie nie ma kina. Z drugiej jednak strony to naturalna kolej rzeczy. Skoro na premierę czekało się u nas często nawet pół roku, to nic dziwnego, że część osób wybierała wypożyczalnię lub ściągała film z internetu - mówi. Jej zdaniem dobrym rozwiązaniem byłoby utworzenie w mieście małego kina studyjnego, w którym prezentowano by dzieła mało znanych twórców, skierowane raczej do wąskiej widowni.

- Nasz obiekt jest na to za duży, wymaga ogromnych nakładów finansowych - twierdzi przewodnicząca rady. Przypomina też, że planowano utworzenie w Szczytnie kina letniego na dziedzińcu zamkowym.

- Niestety, nie znaleźliśmy inwestora zainteresowanego tym pomysłem - przyznaje Monika Hausman-Pniewska.

Z kolei burmistrz Paweł Bielinowicz deklaruje, że nawiąże kontakt z nowym nabywcą obiektu i postara się, by budynek po kinie nadal służył celom kulturalnym.

- To, że ma tam powstać sklep nie jest jeszcze przesądzone - mówi.

Znacznie lepiej wygląda sytuacja w miejscowościach, w których kina są własnością miasta. Jak się dowiedzieliśmy, iławski samorząd na działalność placówki przekazuje rocznie 5 tys. zł. Obecnie obiekt przechodzi generalny remont. Z kolei w Kętrzynie planuje się zaadaptowanie kinowych piwnic m.in. na pracownie plastyczne. Swoje lokum znaleźć ma tam miejskie centrum kultury.

Ewa Kułakowska

2005.08.31