Legenda Samsonowa (3)

Zajęcie Wielbarka

W dniu 29 sierpnia 1914 roku o godzinie 19.00 po walkach wzdłuż drogi Jagarzewo – Wielbark grupa generała Maxa von Schmettaua zajęła Wielbark. W jej ręce wpadły liczne tabory rosyjskie. Niemiecka 1. dywizja piechoty generała Richarda Conty zablokowała odwrót Rosjan przez Muszaki. Zgodnie z wcześniejszymi rozkazami, odcinek od Muszak w kierunku Napiwody zabezpieczała 2. dywizja piechoty generała von Falka. Oddziały Conty w Muszakach dzieliło od grupy Schmettau’a w Wielbarku aż 25 kilometrów drogi. Odcinek ten był obsadzony jedynie przez niewielkie oddziały kawalerii niemieckiej. Przebicie się licznych w kotle oddziałów rosyjskich przez tak cienką osłonę, na tak znacznej przestrzeni, nie mogło stanowić jeszcze problemu.

W okrążeniu

Walki o Jedwabno

W Jedwabnie ranek 29 sierpnia upływał niczego nie spodziewającym się żołnierzom rosyjskim spokojnie. Patrole nie meldowały o obecności Niemców. Na dużej łące położonej obok kościoła ewangelickiego znajdowało się prawie 500 jeńców. Tymczasem od strony Pasymia posuwały się już w kierunku Jedwabna, nie wykryte przez Rosjan, przednie oddziały 36. niemieckiej dywizji piechoty z XVII korpusu generała von Mackensena. Był to 3. zachodniopruski pułk piechoty i bateria artylerii. Dopiero gdy Niemcy znaleźli się niedaleko Jedwabna, Rosjanie odkryli grożące im niebezpieczeństwo. Wśród oddziałów rosyjskich we wsi zapanowała panika i nieład. Część z nich w bezładzie zaczęła się wycofywać w kierunku Wielbarka i Szuci, jednocześnie od strony Dłużka napływały kolejne cofające się oddziały rosyjskie. W międzyczasie niemiecka bateria artylerii zajęła stanowisko na wzgórzu pomiędzy drogami do Nart i Burdąga, w odległości zaledwie około 700 metrów od Jedwabna. Swój ogień skierowała na skrzyżowanie dróg w południowej części wsi (chodzi o skrzyżowanie przy obecnym Banku Spółdzielczym). Rosjanom i jeńcom znajdującym się obok kościoła ewangelickiego niemieckie pociski przelatywały nad głowami. Zapanowało przerażenie. Wszyscy szukali schronienia gdzie się dało. Jednemu z wziętych do niewoli niemieckich oficerów udało się uciec na kozackim koniu i z białą chustą w dłoni dotrzeć do stanowisk niemieckiej baterii. Przekazał tam informacje o sytuacji we wsi i panice Rosjan. Natychmiast doszło do ataku. Niemcy zdobyli wieś bez większych problemów. Nie ponieśli też żadnych strat. Odbili natomiast prawie 500 swoich żołnierzy. Zginęło 7 Rosjan. Kolejnych 100 dostało się do niewoli. W ręce Niemców wpadło dużo kozackich koni i szpital polowy wraz z rannymi.

Klin

Prawe skrzydło 36. dywizji niemieckiej atakowało w kierunku Dębowca, Kota i Zimnej Wody i do końca dnia zajęło te miejscowości. W międzyczasie dowództwo XVII korpusu otrzymało informacje, że Rosjanie wycofują się bardziej na południe niż wcześniej przypuszczano. W związku z tym podjęto decyzję o zmianie uderzenia 35. dywizji bardziej na prawo, w kierunku zachodnim. Lewa kolumna tej dywizji w dalszym ciągu posuwała się na południe i wkrótce zajęła Szczytno. Natomiast środkowa i zachodnia kolumna 35. dywizji zostały połączone a dowództwo nad nimi objął dowódca 70. brygady piechoty generał major Schmidt von Knobelsdorff. Wchodzące w skład tej grupy, oddziały pod dowództwem generała majora Uhdena osiągnęły okolice Szuci i Rekownicy a w ręce podlegającego mu 3. batalionu ze 141. regimentu piechoty wpadł rosyjski szpital polowy. Z kolei 70. brygada piechoty około godziny 23.00 zajęła Małgę. Tu generał Schimdt von Knobelsdorff umieścił swoją kwaterę. Zadecydował także o skierowaniu części oddziałów z Małgi w kierunku południowym. W ten sposób żołnierze pod dowództwem kapitana Loescher’a zajęli bez walki Piec a żołnierze pod komendą kapitana Tamms’a około godziny 1.00 w nocy 30 sierpnia znaleźli się na skraju lasu, około 300 metrów na północ od Kanwez (Chwalibogi). Z atakiem na wieś czekano do świtu. Z Kanwez do drogi Muszaki – Wielbark było już tylko 4 kilometry. Osiągając tę miejscowość, XVII korpus von Mackensena zamknął i znacznie wzmocnił pierścień okrążenia. Niemcy wbili w ten sposób od północy klin, który skrócił słabo obsadzony odcinek pomiędzy Muszakami a Wielbarkiem.

„Ratujcie się, kto może!”

Wieczorem 29 sierpnia grupa Samsonowa natknęła się przed Wielbarkiem na polskiego robotnika z tych okolic. Na pytanie, czy w Wielbarku jest dużo żołnierzy rosyjskich bez wahania odpowiedział: - O nie, nie, Panie, w ogóle nie ma żadnych Rosjan. Tylko Niemcy są w mieście. Wielu Niemców dzisiaj zjawiło się w mieście. Słowa Polaka potwierdzały odgłosy dział. Ostatnia nadzieja legła w gruzach. Widmo niewoli i hańby załamało nerwy Samsonowa. - Dosyć. Ratujcie się, kto może! O moim losie zadecyduję ja sam. Życie nie ma mi nic więcej do zaoferowania... Poruszony tymi słowami szef sztabu, generał Postowski, zaczął ze wszystkich sił przekonywać Samsonowa do próby przedostania się przez nieprzyjacielskie linie. Na to samo nalegali inni oficerowie sztabu. Wreszcie Samsonow się zgodził. Na piechotę ruszyli w kierunku południowym. Dowódca Armii „Narew” stawał się jednak myślami coraz bardziej nieobecny. Jego głowę zaprzątało to, co powie carowi, jak spojrzy mu w oczy.

Prezent od cara

W drodze Postowski zwrócił się do Samsonowa z uwagą, że konieczne jest pozbycie się wszelkich dokumentów i oznaczeń. Samsonow początkowo sprzeciwił się, ale potem sprawiał już wrażenie jakby wszystko byłoby mu obojętne. Jeden z oficerów wykopał dół, w którym odznaczenia i dokumenty zakopano. Przy samym Samsonowie został już tylko złoty zegarek z wiszącym na łańcuchu medalionem zawierającym zdjęcie żony generała oraz złota szabla honorowa, która była prezentem od cara.

Gdzie jest generał?

W trakcie dalszego marszu Samsonowowi coraz bardziej doskwiera zmęczenie i astma. Przed zapadnięciem zmroku grupa zatrzymuje się na krótki odpoczynek. Około godziny 22.00 ruszają w dalszą drogę. O północy prowadzący całą grupę przy pomocy kompasu pułkownik Wjałow zapala zapałki i studiuje mapę. Z jego obliczeń wynika, że są już w pobliżu drogi Nidzica – Wielbark. Przekradają się przez nią, po czym pokonują następną przeszkodę: biegnącą równolegle do szosy linię kolejową Wielbark – Nidzica. Również sam generał Samsonow pokonuje szosę i linię kolejową. Poruszają się po kolei – pojedynczo, co jakiś czas zatrzymują się na odpoczynek. W końcu jest wiadome że grupa jest niedaleko granicy i drogi Wielbark – Chorzele. W dalszym ciągu jest bardzo ciemno. Na kolejnym przystanku, około godziny 3.00, generał Postowski, podając nazwiska sprawdza czy wszyscy są. Jednak na słowo „Ekscelencjo!” nie pada żadna odpowiedź. Postowski powtarza: „Generale Samsonow!”. Odpowiedź ta sama. Generała Samsonowa nie ma.

Strzał

Grupa postanawia wracać i szukać swego dowódcy. Wjałow ze swoim kompasem prowadzi dokładnie do ostatniego miejsca odpoczynku. Oficerowie zaczęli nawoływać Samsonowa. Bez skutku. W końcu podzielili się na grupy i zaczęli go szukać. Również bez skutku. W końcu wszyscy usiedli. Kilku zapadło w głęboki sen. Jest już jasno. Nagle słychać trzask. Wjałow podnosi głowę: - To był strzał. Oficer Kozaków nakazuje: - Nie spać dalej! Strzelano! Ale dalszych strzałów nie słychać. Oficerowie domyślają się co mogło się stać, ale żaden nie mówi tego głośno. W końcu odchodzą: bez Samsonowa i bez jego ordynansa, który zaginął w trakcie poszukiwań generała. Koło Mątwic spotykają dwa szwadrony dragonów i trzy szwadrony Kozaków z 6. dywizji kawalerii. Z ich pomocą wieczorem 30 sierpnia 1914 roku docierają do Ostrołęki, gdzie zdają relację z klęski Armii „Narew”.

Ordynans

Ordynansowi Samsonowa, noszącemu nazwisko Kupczyk, udało się odnaleźć generała. Swojego dowódcę zauważył w ciemności. - Ekscelencjo! Cisza. - Ekscelencjo! My Pana tak szukamy! - Gdzie są inni? – Samsonow zapytał tonem jakby nic się nie stało. Kupczyk odpowiada. Powoli zaczynają iść. Ale zmęczenie i astma bardzo przeszkadzają. - Tam w lesie muszą być jeszcze inni ludzie – próbuje zachęcić dowódcę do wysiłku ordynans. Po niewielkim kawałku Samsonow mówi jednak: - Stój. Ja nie mogę dalej. Chcę trochę odpocząć. Ordynans rozkłada kozacki płaszcz. Samsonow siada i zamyka oczy. Jednak nie śpi. Dłuższy czas milczy i w końcu mówi: - No, idź już! Dzięki! Ja idę dalej sam! Samodzielnie jest łatwiej się ratować! Kupczyk na to: - Nie, Ekscelencjo, ja nie mogę Pana samego opuścić. Głos Samsonowa przybrał nagle surowy ton: - Idź! Ja rozkazuję ci! Natychmiast!. Ordynans odchodzi kilka kroków i staje. Samsonow powtarza głośno: - Idź! Idź! Ordynans nie ma innego wyjścia i w końcu się oddala.

Sławomir Ambroziak