Początek minionego weekendu upłynął pod znakiem silnego wiatru – jednej z odnóg orkanu Otto, który przetaczał się nad Polską.
Nasz powiat należy szczęśliwie do spokojniejszych meteorologicznie miejsc w kraju i nie tylko. Nie nawiedzają nas powodzie, nie zdarzają się trzęsienia ziemi – choć blisko 20 lat temu w pewne wrześniowe popołudnie niektórzy odczuli delikatne wstrząsy, których epicentrum znajdowało się nie aż tak daleko od nas, bo w obwodzie kaliningradzkim. Sporo negatywnych emocji przyniosła wichura, którą mieliśmy na naszych terenach niemal dokładnie rok wcześniej. Padło wtedy niemało drzew, także w centrum Szczytna (fot. 1), uszkodzone zostały dachy niektórych budynków (fot. 2), w tym wieży szczycieńskiego kościoła ewangelickiego. Przez ileś godzin musieliśmy się obyć bez prądu i wody, a na z lekka apokaliptycznie wyglądające ulice po prostu strach było wyjść. Wszystko to działo się sobotę 19 lutego ubiegłego roku.
Teraz aż tak groźnie czy uciążliwie nie było, co nie znaczy, że ileś osób nie przeklinało skutków silnego wiatru. Do interwencji wyjeżdżali strażacy, przewrócone znicze i rozrzucone wieńce trzeba było porządkować na cmentarzach. Na chodnikach nie brakowało gałęzi wyłamanych z drzew przez wiatr. Choć przesadna wycinka spotyka się często z powszechnym potępieniem, pamiętać należy, że niektóre drzewa stanowią zagrożenie dla przechodniów lub mieszkańców. Roman Szwarc, przewodniczący wspólnoty mieszkańców jednego z bloków na ul. Bohaterów Westerplatte, przyglądał się we wczesny sobotni ranek kilku pobliskim drzewom rosnącym już po sąsiedzku. Zastanawia się, dlaczego nie ścięto rosłego okazu, którego korona pokryta jest niszczącą jemiołą. Podczas wiatru przechył drzewa był momentami duży, co mogło grozić zarówno budynkowi przedszkola „Pod Topolą” (to na jego terenie rośnie), jak i parkującym przed blokiem samochodom lub przechodzącym tędy mieszkańcom (fot. 3). Z innej strony czteropiętrowego bloku, na sąsiedniej posesji, rośnie wyższy od wspomnianego budynku świerk (fot. 4) , który też chwieje się mocno podejrzanie. – Czy musi dojść do jakiejś tragedii, żeby ktoś zaczął myśleć? – zastanawia się pan Roman.