Za oknem mróz i gruba śnieżna pokrywa. Co ciekawe, utrzymuje się ona nieprzerwanie od ponad 40 dni, co jest swoistym rekordem nie notowanym już od dawna. Wiele starszych osób uważa, że to po prostu powrót do normy, czyli do prawdziwych mroźnych zim, charakterystycznych dla naszego regionu. No tak, tylko jak to pogodzić z szeroko lansowaną tezą o globalnym ociepleniu? Dla ciekawości podajmy, że gdy w grudniu w polskich miastach temperatura spadała nocami do minus 20 stopni, na południowych wybrzeżach Grenlandii notowano plus 15 stopni i gwałtowne topnienie lodowców. Jednak według najnowszych opinii naukowców wcale nie musi świadczyć to o ocieplaniu się klimatu, a jedynie zmianach miejsc o ekstremalnych temperaturach.

DROGOWE PUŁAPKI

Jakby jednak nie było, śniegu tej zimy mamy bardzo dużo, dzięki czemu świat wokoło wygląda niezwykle ciekawie i pięknie – fot. 1. Cóż, piękno to niesie ze sobą, niestety, poważne problemy, głównie komunikacyjne. Drogi są śliskie, wskutek czego niebezpieczne, a momentami wprost nie do pokonania, gdy służby drogowe zapomną o wysypaniu soli lub piasku na wzniesieniach. Tak jak to ma miejsce m. in. pod wsią Szczycionek.

Walka z zimą

Także w mieście sytuacja nie jest wesoła. Pomijając główniejsze trakty, to na tych mniej ważnych, śnieg odłożony na styku chodników i ulic piętrzy się coraz wyżej i szerzej, przez co jezdnie stają się tak wąskie, że musi odbywać się na nich ruch wahadłowy - raz w jedną, raz w odwrotną stronę. Ratusz obiecywał, że gdy tylko nastąpi odwilż, poszerzy m. in. ul. Ogrodową, Lipperta czy Andersa. Jednak większych roztopów jak dotąd nie było, wskutek czego mamy to co mamy, czyli moc kłopotów. Ale nie tylko tam. W sylwestra sami zakopaliśmy się na parkingu przy targowicy. Niby jest on odśnieżony, ale mimo to zalega na nim spora warstwa kopnej brei, w której łatwo stracić przyczepność, zwłaszcza jeśli się wjedzie w ukrytą pod nią głębszą koleinę. Z opresji wybawiły nas inne osoby, będące dosłownie przed chwilą w podobnych tarapatach. Ci kierowcy, przygotowani na zimowe niespodzianki, mieli w swoich autach łopaty i popiół, który podsypany pod koła pozwolił i nam wydostać się z parkingowej śnieżnej pułapki. Warto zatem podobny arsenał środków przeciwzimowych zawsze ze sobą wozić. O identycznych problemach wynikających z marnego odśnieżania parkingu informowali nas nasi Czytelnicy usiłujący postawić swoje auta na placu przy dawnym Polmozbycie.

WYSOKIE BANDY

Problemy komunikacyjne mają też piesi. Wysokie śnieżne bandy skutecznie odgradzają jezdnię od chodników - fot. 2.

Powyższe zdjęcie przedstawia ul. Pułaskiego, gdzie śnieżne pryzmy mają zapewne pozytywny wpływ na bezpieczeństwo pieszego. Gdyby bowiem jakiś samochód wpadł w poślizg, to nie tak łatwo wtargnąłby na chodnik, ale jak ma ów przechodzień w razie potrzeby przedostać się na drugą stronę?

Co gorsza nawet tam, gdzie jezdnię od chodników oddzielają nawet dość niskie zwały śniegu, także nie sposób dostać się na przeciwną stronę ulicy. Sytuacja taka panuje m. in. na ul. Solidarności. Mamy tam liczne przejścia dla pieszych oznaczone specjalnymi znakami, ale jak do nich dotrzeć, kiedy dojście z chodnika nie jest w ogóle odśnieżone? Ale i to nie wszystko. Tuż pod SP nr 6 urządzono specjalną zebrę dla uczniów, oznaczoną dla ich bezpieczeństwa dodatkową żółtą tablicą. Cóż, przyszła zima i przejście stało się niedrożne - fot. 3.

W miejscu, które wskazuje czerwona strzałka (fot. 2) powinno być wejście z ulicy na chodnik, ale nic takiego tam nie ma. Maluchy objuczone plecakami, zmierzając do szkoły, muszą brnąć po kolana w śniegu i to na dość długim odcinku. Niestety, po tej stronie ul. Solidarności nikt śniegu z chodnika nie usunął. Tak oto dzieci idąc do szkoły odbywają po drodze nadprogramową lekcję zimowego przetrwania, a przy okazji nabywają wiedzę o działalności służb odpowiedzialnych za właściwe odśnieżanie miasta.

ZAGROŻENIE Z GÓRY

Nadmierne opady śniegu powodują nie tylko kłopoty związane z poruszaniem się po chodnikach czy ulicach miasta. Licho za ich przyczyną czai się także w górze. Na przechodnia lub auto może osunąć się śnieg zalegający np. na spadzistym dachu jakiegoś budynku albo, co gorsze, spaść sople z okapu czy rynien. Te momentami potrafią być naprawdę sporych rozmiarów, dochodzących do metra długości, albo jeszcze więcej.

Gdyby któryś z nich nagle oderwał się od rynny i uderzył w głowę przechodnia, skutki mogłyby być opłakane. Nie pomogłaby najgrubsza czapka zimowa, chyba że wszyscy spacerując po mieście używalibyśmy kasków motocyklowych lub strażackich hełmów. Jest jednak inny, bardziej racjonalny sposób na wyrugowanie tego niebezpieczeństwa - usunięcie sopli z dachu, co zresztą leży w zakresie administratora lub właściciela danej posesji. Gdy lodowe iglice wiszą nisko, wystarczy dłuższa tyczka, kiedy mamy do czynienia z wyższą budowlą trzeba użyć czegoś bardziej specjalistycznego, drabiny albo hydraulicznego podnośnika. Takiego, jaki zauważyliśmy podczas pracy na ul. Lipperta - fot. 4. Tutaj za jednym zamachem wykonano aż dwie roboty - zostały usunięte nie tylko sople, ale i gruba warstwa zlodowaciałego śniegu, także grożąca upadkiem i narażaniem czyjegoś zdrowia na szwank.

SPÓŹNIONE LODOWISKO

Gdy to piszemy ciągle jest jeszcze stary 2010 rok, a dzieci i młodzież szkolna korzysta ze świątecznej przerwy. Uczniowie, aby z pożytkiem dla zdrowia spędzić wolny czas, powinni dużo przebywać na świeżym, choć mroźnym powietrzu, m. in. uprawiając sporty zimowe. Dlatego, jak co roku, wybraliśmy się na tyły sportowej hali im. Wagnera, aby sprawdzić czy przygotowano tam lodowisko. Pogoda sprzyjała, był mróz choć niezbyt wielki, było także lodowisko, a na nim troje dzieci. Co dziwne, hasały one po tafli nie na łyżwach a... obcasach - fot. 5. Ową gromadkę stanowiła 10-letnia Julia, 12-letni Aron i 7-letni Alan. Dzieci wybrały się specjalnie na lodowisko, przemierzając pół miasta, ale wyprawa okazała się daremna.

- Pani w okienku powiedziała nam, że wypożyczalnia łyżew nie jest jeszcze czynna i mamy przyjść dopiero po nowym roku - skarżyły się nam dzieci. Było to we wtorek 28 grudnia.

Cóż, aby choć trochę zakosztować ruchu, a wyprawa nie była całkiem zmarnowana, dzieciaki korzystały z lodowiska w zwykłych butach.

Choć jak pisaliśmy wcześniej zima trwa nieprzerwanie już od 40 dni, racząc nas mrozami i śniegiem, MOS dość opieszale, bo dopiero teraz zabrał się za urządzania lodowiska. Jak zapewnia nas dyrektor tej placówki, Krzysztof Mańkowski, oficjalne otwarcie ma nastąpić 2 stycznia. Kiedy zatem ten numer „Kurka” dotrze do rąk Czytelników wypożyczalnia będzie wreszcie czynna, zaś stawka od pary to 4 zł za godzinę (1 zł drożej niż w ubiegłym sezonie). Wzorem poprzedniego roku sprzęt będzie można pobierać przez specjalne okienko od strony lodowiska, a nie w holu sali, jak to bywało dawniej. Wokół lodowiska zostaną też rozstawione składane ławeczki, aby było można wygodnie się na nich rozsiąść i założyć łyżwy na nogi. Muzyki, czy innych atrakcji w postaci gorących napojów spodziewać się jednak nie należy. A przecież przed laty, gdy nie było jeszcze orlika, przy bazie wodnej MOS-u funkcjonowało lodowisko dużo fajniejsze, właśnie z muzyką i możliwością uraczenia się gorącą herbatą. Wówczas, jak pamiętamy, tafla do późnego wieczora była oblegana przez spory i barwny tłumek młodszych oraz starszych łyżwiarzy. Jeszcze dawniej obok sztucznie wylewanych lodowisk, które funkcjonowały praktycznie przy każdej szkole (choć było ich wtedy mniej niż obecnie), były urządzane dodatkowo lodowiska naturalne na tafli dużego jeziora. Jedno w kształcie toru do szybkiej jazdy, drugie w postaci pola do gry w hokeja lub jazdy figurowej. A i tak wielu jeszcze amatorom sportów zimowych brakowało przestrzeni i szusowali oni na łyżwach po całym jeziorze, z jednego końca na drugi.