Są żywym przykładem tego, że prawdziwa miłość przetrwa wszelkie przeciwności i niestraszny jej wcale upływ czasu. Mimo przeżytych wspólnie 50 lat, wciąż darzą się równie silnym uczuciem jak to, które towarzyszyło im podczas składania przysięgi małżeńskiej.

Wciąż tak samo zakochani

PRZYKŁAD DLA INNYCH

Niecodzienna uroczystość miała miejsce w sobotę 10 lutego w restauracji "Zacisze". Kilkanaście par z terenu gminy Szczytno przybyło tu na zaproszenie wójta Sławomira Wojciechowskiego, by odnowić zawartą przed pięćdziesięciu laty przysięgę małżeńską. Wielu małżonkom towarzyszyli najbliżsi - dzieci oraz wnuki. Prowadząca uroczystość zastępczyni kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Szczytnie Danuta Spychalska, zwracając się do jubilatów podkreślała, że ich postawa powinna być przykładem dla wszystkich, którzy dziś decydują się na założenie rodziny.

Po odnowieniu przysięgi, wójt wręczył jubilatom medale nadane przez prezydenta oraz drobne upominki od władz gminy. Nie zabrakło też wspólnego odśpiewania "Sto lat" i toastów wznoszonych szampanem. Jubileuszową uroczystość zakończył obiad.

PO CO CI TEN CHŁOP

Dla wielu osób, zwłaszcza tych najmłodszych, przeżycie razem pół wieku w zgodzie i harmonii to nie lada wyczyn, tym bardziej, że w ostatnich latach rośnie tendencja do rozwodów, a rola rodziny jako podstawowej komórki społecznej mocno traci na znaczeniu. Małżonkowie z gminy Szczytno świętujący swoje Złote Gody są jednak dowodem na to, że dzięki prawdziwej miłości i zrozumieniu można przetrwać wszelkie przeciwności losu. Państwo Władysława i Stanisław Kowalczykowie z Janowa poznali się na początku lat 50. w Czarni.

- Miałam tam trzy kuzynki i pewnego razu przyjechałam do nich w odwiedziny. Tak poznałam mojego przyszłego męża - opowiada pani Władysława.

Początkowo jednak nic nie zapowiadało, że ta znajomość zakończy się małżeństwem. Wkrótce potem pani Władysława wyjechała do Częstochowy, jak mówi "za chlebem". Tam znalazła pracę w cegielni.

- Czasy były trudne, powojenne. Wiele osób narzeka, że dziś jest ciężko, ale wtedy mieliśmy znacznie gorzej - wspomina.

Jakież było jej zdziwienie, gdy pewnego kwietniowego dnia przyjechał do niej z wizytą pan Stanisław. Najwyraźniej musiało mu zależeć na poznanej w Czarni dziewczynie, skoro postarał się o adres i ruszył za nią w daleką podróż aż do Częstochowy. Wkrótce potem, na początku lipca 1953 roku wzięli ślub kościelny. Trzy lata później dopełnili formalności w Urzędzie Stanu Cywilnego. Początkowo mieszkali w Częstochowie. W 1958 roku przenieśli się do Pisza, a od 25 lat mieszkają w Janowie. Wychowali wspólnie sześcioro dzieci - cztery córki i dwóch synów. Rodziny nie omijały też nieszczęścia. Jedna z córek w wieku 22 lat zmarła, pozostawiając dwoje małych dzieci. Dziś są one już dorosłe. W sumie państwo Kowalczykowie doczekali się 14 wnucząt i 3 prawnucząt. Jak mówią, w ich życiu bywało różnie - raz gorzej, raz lepiej. Często musieli się zmagać z trudną sytuacją materialną. Nieraz brakowało im na podstawowe wydatki. Udało im się jednak stworzyć zgodną i kochającą się rodzinę.

- Pamiętam, że na naukach przedmałżeńskich ksiądz zapytał mnie, po co mi ten mój chłop. Po namyśle odpowiedziałam mu, że po to, bym w nim miała opiekuna i przyjaciela do końca życia. Wtedy ksiądz stwierdził, że choć jestem bardzo młoda, to jednak niegłupia - opowiada ze śmiechem pani Władysława.

POŁĄCZENI NAKAZEM PRACY

O wspólnych losach Janiny i Damazego Gęsickich zdecydował przypadek. Połączył ich... nakaz pracy. Jako bardzo młodzi nauczyciele trafili do szkoły w powiecie węgorzewskim. Pani Janina była tuż po maturze, miała wówczas 18 lat. Jej przyszły mąż liczył wówczas lat 20 i pełnił obowiązki dyrektora placówki. Żyjąc z dala od swoich rodzinnych domów (ona pochodziła z powiatu szczycieńskiego, on z województwa toruńskiego), postanowili założyć własną rodzinę. Pobrali się w sierpniu 1956 roku w Dźwierzutach.

- Każda miłość zaczyna się przyjaźnią i dopiero z czasem przeradza się w głębsze uczucie. Tak też było w naszym przypadku - wspomina pani Janina.

Państwo Gęsiccy to pedagodzy z powołania. Ich wspólne życie płynęło między wypełnianiem obowiązków zawodowych i rodzinnych. Po przyjeździe z powiatu węgorzewskiego zamieszkali w Przeździęku, potem przenieśli się do Gromu. Łącznie w zawodzie przepracowali 83 lata. Po przejściu na emeryturę zamieszkali w Leśnym Dworze. Wychowali troje dzieci. Najstarsza córka Elżbieta poszła w ślady rodziców. Pełni funkcję zastępcy dyrektora szkoły w Chorzelach. Średni syn Krzysztof pracuje w Warszawie, a najmłodszy, Mariusz jest komendantem powiatowym Państwowej Straży Pożarnej w Szczytnie. Państwo Gęsiccy doczekali się sześciorga wnucząt.

- Najbardziej jesteśmy dumni z dzieci. One są naszym największym skarbem. W każdej sytuacji możemy liczyć na ich pomoc - mówi pani Janina.

W rocznicę ślubu państwa Janiny i Damazego, dzieci przygotowały im nie lada niespodziankę. Uroczystość rozpoczęła się mszą w kościele. Jubilaci otrzymali z tej okazji specjalne obrączki.

- Ciągle wspominam chwilę, gdy wychodząc ze świątyni zobaczyłam moje dzieci czekające na nas z koszem czerwonych róż. To było niezapomniane przeżycie - mówi pani Janina.

Jaka jest jej recepta na tak długi i udany związek?

- Trzeba umieć sobie wybaczać i tolerować pewne słabości - odpowiada.

Ewa Kułakowska

Pary, które 10 lutego świętowały Złote Gody:

Stanisława i Henryk Dąbrowscy - Nowiny, Janina i Damazy Gęsiccy - Leśny Dwór, Władysława i Stanisław Gnatkowscy - Wały, Władysława i Stanisław Kowalczykowie - Janowo, Danuta i Stanisław Krysik - Nowiny, Stanisława i Henryk Kulesza - Lipowiec, Zofia i Czesław Lutostańscy - Szymany, Cecylia i Tadeusz Mazurkiewiczowie - Romany, Mieczysława i Ryszard Miszkiewiczowie - Nowe Gizewo, Janina i Roman Niezgoda - Lipowa Góra Wschodnia, Marianna i Remigiusz Oporek - Szymany, Weronika i Stanisław Orzechowscy - Sasek Mały. Genowefa i Benedykt Tadrzak - Romany, Gerda i Marian Tyszkiewiczowie - Kamionek, Elżbieta i Aleksander Pierzchała - Szymany.

2007.02.14