Po miejscowościach w gminie Dźwierzuty, Świętajno jest kolejną w naszym powiecie, gdzie mieszkańcy protestują przeciw budowie biogazowni. I choć planowana tu inwestycja ma mieć znacznie mniejszą moc niż ta w Julianowie, to i tak wzbudza silny opór lokalnej społeczności. Największy żal mieszkańcy mają do wójta Janusza Pabicha o to, że nie przeprowadził konsultacji w tej sprawie, a spotkanie z nimi zorganizował dopiero po wydaniu decyzji o warunkach zabudowy i środowiskowej. - Nie liczy się pan z ludźmi – wytykali mu podczas ubiegłotygodniowego zebrania.

Wójcie, czemu nie liczysz się z ludźmi?

NIE BĘDZIE JAK W LISZKOWIE?

O planach budowy w Świętajnie biogazowni o mocy 0,4 megawata, pisaliśmy na początku roku. Ma ona powstać na terenie między zjazdem do miejscowości z drogi krajowej (tzw. „krzyżówki”) a osiedlem „Rzemieślnik”. Koszt zadania realizowanego przez firmę Bio-Power to 6,8 mln zł, z czego 2,7 mln zł pochodzić będzie ze środków unijnych. Przypomnijmy, że biogazownię o takiej samej mocy ta sama firma chce budować również w Rogalach w gminie Dźwierzuty. Podobnie jak tam, również w Świętajnie zamiary inwestora budzą niepokój mieszkańców. Dali im oni wyraz podczas spotkania, które odbyło się we wtorek 19 kwietnia. Udział w nim, oprócz wójta Janusza Pabicha wzięli także m.in. Andrzej Koniecko, prezes Warmińsko-Mazurskiej Agencji Energetycznej oraz Remigiusz Bystry, dyrektor ds. sprzedaży firmy Bio-Power. Ten ostatni przedstawił mieszkańcom założenia dotyczące biogazowni, próbując ich przekonać, że jej funkcjonowanie nie będzie się wiązało z większymi uciążliwościami, zwłaszcza zapachowymi.

- Mam wrażenie, że w wielu przypadkach strach przed takimi inwestycjami bierze się z braku informacji lub wiedzy opartej na doniesieniach o funkcjonowaniu biogazowni w Liszkowie – mówił dyrektor. Zapewniał, że inwestycja planowana przez jego firmę diametralnie się od tej liszkowskiej różni, przede wszystkim tym, że tu zbiorniki, w których dokonuje się proces produkcji gazu, będą hermetycznie zamknięte. Surowcem wykorzystywanym do wytwarzania energii ma być kiszonka z kukurydzy, bądź sianokiszonka, obornik i gnojowica, a nie, jak w przypadku Liszkowa również inne odpady.

Przy okazji dyrektor odnosił się do zamiarów budowy drugiej pod względem wielkości w Europie biogazowni, którą Zbigniew Ronkiewicz chce postawić w Julianowie.

- Nawet sobie nie wyobrażam, gdzie w tym przypadku miałyby być wylewane resztki pofermentacyjne. To idzie w dziesiątki, setki tysięcy hektarów – mówił Remigiusz Bystry. Przekonywał również mieszkańców, że inwestycja, zamiast uciążliwości zapachowych, przyniesie ich ograniczenie.

GMIN MA TYLKO WYSŁUCHAĆ

Uczestnicy zebrania nie dawali temu jednak wiary. Ich największe obawy budzi transport surowców do biogazowni. Do produkcji energii potrzeba ponad 13 tysięcy ton wsadu rocznie. Mieszkańcy boją się też spotęgowania w miejscowości emisji przykrych zapachów, akcentując, że i tak mają już ich dość. W sąsiedztwie, w Długim Borku funkcjonuje zakład Saria, a w samym Świętajnie działa sortownia odpadów, na którą także są skargi. Uczestnicy zebrania dociekali, dlaczego jako miejsce lokalizacji wybrano właśnie ich miejscowość liczącą 2 tysiące ludzi, a nie bardziej odludny teren. Przedstawiciel inwestora odpowiadał, że zadecydowały o tym trzy względy – dostępność wsadu do biogazowni, odpowiednia działka oraz przyłącze energetyczne.

Najwięcej uwag i pretensji mieli mieszkańcy do wójta Pabicha. Chcieli wiedzieć, na jakim etapie jest inwestycja. Pabich poinformował, że wydał już decyzję o warunkach zabudowy oraz środowiskową. To mocno poirytowało zebranych. - Czyli teraz gmin ma już tylko wysłuchać tego, co pan zaplanował i co ma pan do powiedzenia? - pytał ironicznie jeden z mieszkańców, podając w wątpliwość sens wtorkowego spotkania, które władze gminy zorganizowały tak naprawdę po fakcie. Uczestnicy zebrania dopytywali, dlaczego na temat planów budowy biogazowni nie było żadnych informacji.

- Nawet wybrani przez nas radni nic o tym nie wiedzieli. Jedna z nich powiedziała mi, że o wszystkim dowiedziała się z „Kurka” – mówiła jedna z mieszkanek, zarzucając wójtowi brak szacunku wobec lokalnej społeczności.

NIE KONSULTOWAŁ, BO NIE MUSIAŁ

Janusz Pabich odpowiadał, że wydając decyzję o warunkach zabudowy i środowiskową, nie musiał uzgadniać tego z radą, bo kompetencje w tych sprawach leżą tylko i wyłącznie w gestii wójta.

- Gdybym każdą taką decyzję miał konsultować z radą i mieszkańcami, to nic innego byśmy nie robili, tylko konsultowali – mówił. Tłumaczył też, że w przypadku planowanej w Świętajnie biogazowni miał obowiązek wystąpić z wnioskiem o opinię do sanepidu oraz Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie. Obie te instytucje uznały, że przy tej inwestycji nie jest konieczny raport oddziaływania na środowisko.

- Dlatego nie mam umocowań prawnych, żeby konsultować to społecznie – argumentował wójt.

Na te słowa ostro zareagował poprzedni włodarz gminy, Jerzy Fabisiak. Jego zdaniem wójt miał obowiązek ustalić strony postępowania i brać pod uwagę ich stanowisko. Domagał się przy tym, by Pabich ujawnił, kto je reprezentował. W odpowiedzi usłyszał, że byli to najbliżsi sąsiedzi mający działki graniczące z terenem przyszłej biogazowni. Na dodatek, przyparty do muru wójt ujawnił również, że osoby te wyraziły negatywną opinię na temat inwestycji. To stwierdzenie dolało jeszcze oliwy do ognia.

- Z tego wynika, że stanowisko sanepidu i RDOŚ znaczy więcej niż zdanie sąsiadów? - dopytywał Fabisiak. - Dlaczego pan tak tego broni? Tu się odwróciły role. Widać, że to nie my jesteśmy dla pana, panie wójcie – zwracał się do swojego następcy. Pozostali uczestnicy zebrania chcieli wiedzieć, jakie korzyści będzie miała gmina z biogazowni.

NIECH POJADĄ I ZOBACZĄ

Tymczasem Janusz Pabich bronił swojego stanowiska tłumacząc, że gminie potrzebne są nowe inwestycje, bo w ostatnim czasie zamiast ich przybywać, to ubywa. Jako przykłady podawał tartak w Kolonii oraz zlikwidowany Shell Gas w Spychowie.

- Mój jedyny interes jako wójta w tej inwestycji jest taki, żeby były nowe miejsca pracy i miał kto płacić podatki – mówił. Zebrani nie dali się jednak przekonać. Ich zdaniem w biogazowni niewiele osób znalazłoby zatrudnienie, a uciążliwości zapachowe nie dość, że obniżyłyby standard życia, to jeszcze uniemożliwiły rozwój turystyki. - Pracowałem w takiej biogazowni w Danii. Kiedy wracałem po pracy, koledzy wyrzucali moje ubranie na korytarz, bo tak śmierdziało – opowiadał jeden z mieszkańców.

Inny z kolei dzielił się swoimi wrażeniami z pobytu w Niemczech, gdzie mieszkał w pobliżu podobnej inwestycji.

- Kiedy odbywał się załadunek surowca do produkcji gazu, trzeba było zamykać okna – mówił. Zarówno wójt Pabich, jak i przedstawiciel inwestora oraz prezes Warmińsko-Mazurskiej Agencji Energetycznej na próżno usiłowali przekonywać mieszkańców, że wykorzystywana przez firmę Bio-Power technologia jest w pełni bezpieczna i nie mniej uciążliwa zapachowo niż duże gospodarstwo rolne. W końcu wójt zaproponował, by delegacja złożona z miejscowych pojechała w ramach wyjazdu studyjnego, by przyjrzeć się, jak funkcjonuje biogazownia podobna do tej mającej powstać w Świętajnie. To jednak nie spotkało się z entuzjazmem uczestników zebrania.

GŁOSY „ZA”

Do celowości budowy biogazowni próbowali przekonywać także dwaj rolnicy, którzy mieli okazję obejrzeć podobną inwestycję – Sławomir Grzegorczyk oraz Wiesław Kozłowski.

- To my jako rolnicy pierwsi zaczęliśmy ten temat. Szukaliśmy alternatywy, co rozbić z gnojowicą – mówił Sławomir Grzegorczyk, dodając, że od dawna myślano o budowie biogazowni, ale koszty znacznie przerastały możliwości finansowe miejscowych gospodarzy. Stąd dobrym pomysłem, według niego, jest zrealizowanie zadania przez zewnętrzną firmę.

- W Niemczech w każdej gminie jest jedna albo dwie takie biogazownie. Gdybym miał przyłącze energetyczne, to przypuszczam, że stałaby też i w moim gospodarstwie – zapewniał rolnik, zastrzegając jednak, że przed podjęciem się realizacji zadania najpierw zapytałby o zgodę sąsiadów.

Mieszkańcy zapowiadają, że podejmą kroki zmierzające do zablokowania budowy biogazowni w Świętajnie. Po zebraniu założyli komitet sprzeciwiający się planom inwestora. Trwa także zbieranie podpisów pod petycją o zorganizowanie szerokich konsultacji w tej sprawie. Na początku planowana inwestycja może być uciążliwa dla nas, a w niedalekiej przyszłości dla wszystkich mieszkańców naszej miejscowości i gminy - piszą autorzy petycji kierowanej do wójta i przewodniczącego rady.

Ewa Kułakowska/fot. E. Kułakowska