Ciąg dalszy wspomnień pochodzącego z Białorusi Leona Szycika, który w 1944 r. jako dziecko wraz z rodziną trafił na roboty przymusowe do majątku w Lipnikach.
DORAŹNY SĄD
Ponoć istniał tam w Dłużku sowiecki doraźny sąd wojenny. Przed ten sąd prawdopodobnie postawiono panią Roth. Sędzia zapytał, wskazując na nią: „kto eto takoj?” („kto to taki?”), zwracając się do jednego ze świadków, którym był akurat jeden z jeńców przebywających w w baraku w Lipnikach. Proszę tu wybaczyć użycie wulgarnych słów, ale chcę oddać atmosferę tamtego czasu. Świadek odpowiedział: „eto bauerka, my u jejo rabotali” („to bauerka, myśmy u niej pracowali”). Sędzia dalej: „a kakaja ona była?” („a jaka ona była?”). Świadek: „ona bladź, tri hady maju krow piła” („ona k..., trzy lata moją krew spijała”). Sędzia: „ach, eto takaja bladź, - rozstrelać” (ach, to taka k..., rozstrzelać!”). Ponoć została odprowadzona przed pluton egzekucyjny i rozstrzelana.
Następnie postawiono przed tym sądem jej kilkunastoletnią córkę. I znowu sędzia pyta: „kto eto takoja?” („co to za jedna?”). Świadek odpowiada: „to doćka bauerki” („to córka bauerki”). Sędzia: „a kajaja ona była?” („a jaka ona była?”). Świadek: „ona takaja samaja bladź” („ona taka sama k...”). Sędzia: „rozstrelać” („rozstrzelać”). Postawiono przed kompanię egzekucyjną i rozstrzelano.
Ile w tej opowieści prawdy, ile zmyślenia – sprawa do dyskusji. W tych okrutnych czasach taka historia mogła się wydarzyć.
