- Od września trzeba będzie wykupywać karty wstępu do lasu! - alarmują nas mieszkańcy Szczytna. - Za prawo zbierania grzybów czy jagód trzeba będzie płacić tak, jak na przykład za łowienie ryb. To jakaś paranoja!

Z biletem do lasu

"Kurkowi" rozmówcy zarzekają się na wszelkie świętości, że informacje mają pewne i że tak właśnie ma być. Sprawdziliśmy. Obawy są płonne, choć takie zakusy są. Wnioski dotyczące ograniczenia wstępu do lasów składają niektórzy posłowie, kanapowe partie. Co i rusz w mediach robi się szum, bo jakiś wysoki urzędnik czy parlamentarzysta próbuje demagogicznymi hasłami zwrócić na siebie uwagę.

Podobnie było parę lat temu z hasłem dotyczącym prywatyzacji lasów, która to inicjatywa upadła szybciej niż się zrodziła.

- Obowiązuje obecnie ustawa o zachowaniu strategicznych zasobów narodowych, wśród których wymienia się też lasy. Gwarantuje ona nieskrępowany, wolny dostęp do nich każdemu chętnemu - zapewnia Waldemar Żebrowski, nadleśniczy Korpel. Jest to zresztą tendencja ogólnoświatowa. W Szwecji na przykład tylko 13% powierzchni lasów jest własnością państwa. Reszta pozostaje w rękach prywatnych, a mimo to zadrzewione przestrzenie są ogólnodostępne i żaden prywatny właściciel nie ma prawa zabronić wstępu. W Polsce jednak można już zauważyć w lasach rewiry, wygrodzone płotem i siatką, opatrzone tabliczkami: teren prywatny. I choć przepisy mówią co innego, to jednak chętnych na forsowanie zapór raczej nie ma. A gdy do tego dołożyć propagandę, to i nic dziwnego, że w ludziach kiełkuje niepokój.

- Pomysły z biletowaniem wejścia do lasu rodzą się między innymi pod naciskiem silnego lobby przetwórców drewna, bo Lasy Państwowe sporo sobie za drzewa życzą - dodaje nadleśniczy. Opłaty za wstęp miałyby stanowić dochód Lasów, a wtedy mogłyby one obniżyć ceny.

- Gwarantuję, że w ciągu najbliższych lat z pewnością nic takiego się nie wydarzy - mówi nadleśniczy Żebrowski.

(hab)

2004.08.11