Rozmowa z pełniącym misję w Brazylii księdzem Markiem Dąbkowskim
- Jak to się stało, że mieszkaniec Dźwierzut został misjonarzem w Brazylii?
- Moje korzenie rodzinne sięgają Kurpi. Do Dźwierzut przyjechaliśmy w 1977 roku, miałem wtedy 15 lat i zacząłem uczęszczać do ogólniaka w Szczytnie. Potem przyszła kolej na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
- Dlaczego akurat tam?
- Odkąd pamiętam zawsze chciałem być księdzem. Nie było jakiegoś konkretnego momentu, czy jakichś objawień. To cały czas czułem w sercu.
- Gdzie ksiądz trafił po studiach?
- Przez 2,5 roku pracowałem w parafii w Stoczku Warmińskim. W międzyczasie złożyłem prośbę o wyjazd na misję do Brazylii. Została ona zaakceptowana. W ten sposób od 22 lat pełnię tam swoją posługę.
- Dlaczego Brazylia? Skąd ten wybór?
- Dużo w młodości czytałem o Brazylii, o tamtejszej przyrodzie, przygodach różnych bohaterów. Bardzo chciałem poznać ten duży kraj, który zamieszkuje 200 mln ludzi i potrzebuje pomocy kapłanów. Jest ich tam tylko 15 tysięcy, podczas gdy w 38-milionowej Polsce jest 25 tysięcy księży.
- Czym się ksiądz zajmuje na co dzień?
-Pracą na parafiach, cały czas jestem blisko z ludźmi, m. in. zamieszkującymi rezerwaty Indianami. W każdym rezerwacie jest kaplica katolicka. Tam odprawiam msze święte, prowadzę katechezę, oczywiście w obowiązującym tam języku portugalskim.