KLIENT NIE PAN

Modne było kiedyś hasło, wywieszane nawet w sklepach - "Klient nasz pan". Zdaje się, że ten slogan wyszedł już z obiegu, i słusznie, gdyż nie ma co się oszukiwać, często klienta zmusza się, by poczuł, kto tak naprawdę jest panem. Są firmy i instytucje, które starają się to udowodnić. Mam na to kilka przykładów. Pierwszy z naszego szczycieńskiego podwórka. Oto przechodząc obok drzwi do klatki schodowej pewnego bloku na gęsto zamieszkałym osiedlu, widzę i słyszę młodego człowieka. Prowadzi on rozmowę za pomocą domofonu, oznajmiając gromkim i stanowczym głosem któremuś z lokatorów, że zaraz odetnie kabel, jeżeli nie zobaczy zapłaconego rachunku. Sam wystąpił w roli kabla, donosząc w ten sposób osobom postronnym o długu mieszkańca bloku.

Inny przykład to zachowanie pani reprezentującej olsztyński oddział jednego z banków PKO. Otóż dzwoni ona do mieszkania (tym razem dzieje się to za pomocą telefonu) dłużnika tego banku i pyta, czy pan Iksiński jest akurat w domu. Dowiedziawszy się, że nie ma, spokojnie informuje osobę, która odebrała telefon o trzystuzłotowym debecie pana Iksińskiego. Taką praktykę akceptują, a nawet ją polecają zwierzchnicy banku.

Kolejnym przykładem dotyczącym kabla, tym razem jednak telefonicznego, jest zachowanie pań, a pewnie jest ich cała armia, zatrudnionych przez Telekomunikację Polską S.A.

Taka pani z TPSA dzwoni mniej więcej w porze kolacji (w tym samym czasie naciskał też dzwonek domofonu wspomniany człowiek od kabla) i głosem cyborga pyta, czy rozmawia z właścicielem. Słysząc, że tak, ponagla go do uiszczenia opłaty, strasząc wyłączeniem telefonu. A przecież abonentowi przysługuje zwłoka 45 dni, od terminu wyznaczonego na rachunku. Wprawdzie wiąże się to z naliczanymi odsetkami, wiadomo jednak, że w tym czasie nie będzie wyłączony jego telefon. I tłumacz się człowieku! Za dwa dni dzwoni następna i mówi to samo. Tym, który odbierze telefon, może być na przykład wuj właściciela, albo jakiś inny gość. Wystarczy, że powie - "Tak, to mój telefon" - i pani nadaje.

Mam pytanie, czy taka forma windykowania jest zgodna z prawem? Nie sądzę. I nasuwa mi się smutna refleksja, że widać tu tak po prostu, zwyczajnie brak szacunku do klienta. Zdaje się, że jesteśmy świadkami procesu lepienia się nowej bałwaniej kuli - kuli nowej kultury. Zgroza!!!

Marek Samselski

2004.11.10