Czwartego października, od prawie trzydziestu lat, obchodzimy w Polsce Światowy Dzień Zwierząt.

Czyli świętowaliśmy ów dzień bardzo niedawno. Uważam, że jest to dla mnie znakomita okazja, aby napisać kilka ciepłych słów o zwierzakach. Przynajmniej niektórych. Zwłaszcza tych szczególnie zasłużonych dla nas, ludzi. Pośród zwierząt, które „wstrząsnęły światem” najczęściej wymienia się legendarną wilczycę kapitolińską, karmicielkę Romulusa i Remusa - założycieli Rzymu. Także gęsi, które ten Rzym, w roku 390 p.n.e, uratowały przed najeźdźcą. Bardziej współcześni zasłużeni zwierzęcy bohaterowie to pies Łajka - kosmonauta debiutant, a także owca Dolly - pierwsze w historii genetyki sklonowane stworzenie. Piękne to zasługi, ale ja chciałbym dzisiaj napisać o zwierzętach bohaterach, które świadomie współpracując z ludźmi wykazały się odwagą i determinacją, dzięki czemu pamięć o nich przetrwa w historycznych opracowaniach. Na początek wymienię kilkoro zuchów, którzy odznaczyli się podczas drugiej wojny światowej. Niegdyś napisałem cały felieton o niedźwiedziu Wojtku. Ten zwierzak, wraz z Korpusem Polskim Władysława Andersa, przeszedł cały szlak bojowy od Iranu do Włoch. Pomagał podczas walki. Roznosił wzdłuż linii frontu ciężkie, artyleryjskie pociski. W ostatniej wojnie światowej brały także czynny udział inne zwierzaki. Na przykład kura Myrle skakała na spadochronie ze swoim panem, żołnierzem Brytyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Wykonała 6 bojowych skoków. Zginęła pod Arnhem. W innym brytyjskim oddziale walczących we Francji zasłynął pies (amstaff) o imieniu Stubby. To zwierzę służyło w armii oficjalnie i nawet otrzymało stopień sierżanta. Sierżant Stubby brał udział w 17 bitwach. Odnajdywał rannych, a także ostrzegał o zagrożeniu chemicznym, które znakomicie wyczuwał. Takich dzielnych, zwierzęcych towarzyszy bojowych człowieka było znacznie więcej podczas minionej wojny. Ale ja zamierzam nieco cofnąć się w czasie i przedstawić czytelnikom dwa słynne życiorysy zwierzęcych bohaterów znacznie wcześniej zmagających się z wojną, a także przyrodą. Będą to opowieści o psie oraz o gołębiu.

W Nowym Jorku, w Central Parku, stoi pomnik. Pomnik psa. Czymże zasłużył on na takie wyróżnienie? Jest to Balto. Pies rasy husky syberyjski. Mieszkał w miejscowości Nome na Alasce. Chodził w zaprzęgu. W roku 1925 uratował życie 12 dzieci. A było tak. W niewielkim miasteczku Nome wykryto u dwanaściorga dzieci zakażenie błonicą (dyfteryt). Było to dnia 24 stycznia. Należało natychmiast dostarczyć chorym lekarstwo, ale jedynym miejscem, gdzie stosowny medykament można było otrzymać był szpital w mieście Anchorage. 1600 km od Nome. Straszliwa pogoda (temperatura minus 40 stopni, śnieżyca, wicher 100 km na godzinę) uniemożliwiły skorzystanie z transportu drogowego, lub kolejowego. Zdecydowano się na wyprawę psim zaprzęgiem. Wybrano zaprzęg Gunnara Kassena. Liderem trójki psów husky był Balto. Wyjechali. Przewodnikowi Gunnarowi Kassenowi udało się otrzymać lekarstwa. Z przeciwnej strony przewieziono je nieco bliżej, w kierunku miasta Nome, co skróciło dystans do tysiąca kilometrów. Niestety w powrotnej drodze przewodnika dotknęła ślepota śnieżna. Poganiacz psów nie mógł prowadzić zaprzęgu. Mógł jedynie polegać na instynkcie psa lidera, czyli Balto. I nie przeliczył się. Zaprzęg dotarł na miejsce i to w czasie o wiele krótszym niż przewidywano (cała podróż trwała 6 dni). Dzieci uratowano, a pies Balto zyskał światową sławę.

A teraz druga opowieść. O gołębiu. Trwała pierwsza wojna światowa. Angielski Korpus Łączności walczył na terenie Francji. Z nim grupa pięciuset żołnierzy amerykańskich. Na wyposażeniu mieli, między innymi, pięć gołębi pocztowych, wyszkolonych w Ameryce. W okolicy Verdun zagubili się i utknęli w lesie pod silnym i nieustającym obstrzałem własnych sił. Trzeba było koniecznie zawiadomić dowództwo. Wysłano z wiadomością wszystkie pięć gołębi. Cztery zginęły, albo uciekły. Jedynie gołąb o imieniu Cher Ami (po polsku drogi przyjaciel) dotarł do dowództwa. Po drodze stracił oko, odstrzelono mu także nogę oraz raniono w pierś. Wiadomość została przekazana, co uratowało życie pięciuset żołnierzom. Cher Ami został wyleczony. Zrobiono mu nawet drewnianą protezę. Otrzymał wojenny order i dożył późnej starości.

To tyle z okazji Światowego Dnia Zwierząt

Andrzej Symonowicz