NR 100

Czas

Z uporem godnym lepszej sprawy kręcę się wokół setnego numeru felietonu, ale mam po temu swoje powody. Jednym z nich jest pojęcie czasu i jego znaczenie dla życia człowieka. No bo sto felietonów, to prawie dwa lata pisania. Niby nic, ale... na przykład dla przedszkolaka, który jest w młodszej grupie czekanie dwa lata, by w końcu zostać "starszakiem", to prawie wieczność. Niecierpliwi się bardzo. Ta niecierpliwość z powodu za wolno biegnącego czasu dla nastolatków staje się już niemożliwa do zniesienia i naśladują dorosłych chociażby tego mieli żałować do końca życia. Oni po prostu dwa lata ze swego życia wykreślają. Wybacz im Panie, bo nie wiedzą, co czynią. Już bowiem za chwilę, za kilkanaście lat będą robić wszystko, aby te dwa lata odzyskać: dojrzali, brzuchaci mężczyźni będą podskakiwać na dyskotekach przyodziani w stroje nastolatków, a panie w balzakowskim wieku będą wydawać fortunę na operacje plastyczne byle wyglądać jak ich nastoletnie córeczki każąc dzieciom mówić sobie po imieniu (przecież są w tym samym wieku!). Potem, gdy już nic nie da się ukryć i wszystko: wygląd, choroby, niedołęstwo wskazują, że meta blisko, z chęcią przyjęliby w darze okres dwóch lat życia jako cenny podarunek od losu.

... Z pieca spadło

I pomyśleć, że część czasu z tych ostatnich dwóch lat spędziłem na rozmowie z Czytelnikami "Kurka Mazurskiego". Nie da się ukryć, że z tego powodu się cieszę. Martwię się jednak tym, że wiele tematów mi uchodzi, mija bokiem, a czasami wręcz ich nie zauważam. Z tego powodu większą część niniejszego felietonu będzie stanowiła...

...Ucha

Co to takiego? Tak Rosjanie nazywają zupę rybną. Często gotowaną przez wędkarzy bezpośrednio nad wodą jeszcze w trakcie łowienia. Ktoś tam rozpala mały ogieniek, nastawia kociołek z wodą, a skupieni na brzegu maniacy wrzucają do niego cały łowiony na bieżąco drobiazg: jazgarze, uklejki, małe płoteczki, kiełbie i w ogóle co tylko komu wejdzie na haczyk, a do zabrania do domu się nie nadaje. Po paru godzinach, dodaniu przypraw i odcedzeniu, wywar jest tak smakowity, że trudno go z jakąkolwiek inną zupą porównywać. A już długie, zimne jesienne noce spędzone nad wodą przez zapaleńców całodobowych połowów trudno sobie bez uchy (i flaszeczki) wyobrazić. Wiem, bo sam taką zupę siorbałem nad rzeką Moskwą. I nie mogłem się nadziwić, że z takiego byle czego wychodzi coś tak smacznego.

Wrzucam więc do mojej publicystycznej uchy:

1. Sprawę wzrostu podatku zdrowotnego o 0,25% rocznie, który rząd przedstawił sejmowi, aby zyskać kilkaset milionów na opiekę nad nami, czyli chorymi, a potem kazał ministrowi robić wszystko, aby ten podatek nie został przez sejm uchwalony. Jeszcze nie wiadomo jak się sprawa zakończy, ale jak zwykle "mam pytanie". Po co to wszystko? Dla śmiechu? Jasne! Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że śmiech to zdrowie.

2. Kurs dolara spadł do niewyobrażalnie niskiej ceny poniżej 3,80 zł. Takiego taniego dolara jeszcze nie było. Zwolennikom powrotu do czasów "najjaśniejszej Polski Ludowej" chcę przypomnieć, że w okresie, gdy zarabiali miesięcznie tysiąc pięćset złotych, cena dolara na czarnym rynku wynosiła ponad sto złotych i wcale nie był to dolar rzeczywisty tylko bon dolarowy, za który można było w specjalnych sklepach zwanych "pewexami" kupić coś, co masowo produkowano lub hodowano na "zgniłym zachodzie" np. cytryny. Talon ów był więc ze wszech miar pożądaną walutą. A teraz autentycznych dolarów mimo ich niskiej ceny nikt nie pożąda, a wręcz kocha posiadać naszą rodzimą walutę. Oj, porobiło się, porobiło.

3. Jeszcze tydzień, dwa, a nowy minister zdrowia zakręci się wokół takiej nowelizacji ustawy o finansowaniu służby zdrowia, że z reformy Łapińskiego - daj mu Boże jak najlepsze zdrowie - nic nie zostanie. Chyba że sposób rządzenia obecnej ekipy przyjmie za swój i na żadne poprawki nie mamy co liczyć. Z prostego powodu: od samego mieszania łyżką żadna herbata nie stanie się słodsza. Trzeba dodać cukru! Trzeba też oddać pieniądze do jak najniższego szczebla zarządzania, bo oni najlepiej wiedzą na co je wydać, a przy tym potrafią patrzeć na palce tym, co je wydają. Ale to już oznacza wypuszczenie władzy z ręki, co się w niektórych pałach nie mieści. I już!

4. Wreszcie tak zwana sprawa Rywina. Otóż z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że żadnej "sprawy Rywina" nie ma, a została wymyślona przez dziennikarzy, którzy wtrącają się w nie swoje sprawy. A o dziennikarzach - nie mówiąc o artystach, którzy też podobno swój nos w to szambo wtykali - można powiedzieć wiele dobrego, ale nie w przypadku, gdy niepotrzebnie robią awanturę o sprawę, na której się nie znają. Bo czy jest sprawą dziennikarzy to, że ktoś chciał sprzedać towar (w tym przypadku ustawę), a inny chciał ją kupić i w końcu nie mogli się dogadać? Tak już jest w państwach, w których działa wolny rynek. I załatwia się to po cichu. A jak już wie o transakcji zbyt wiele osób, albo cena, którą ktoś chce zapłacić jest za mała lub za dużo za towar żądano, to i nie dochodzi do porozumienia. I po co ten cały szum i hałas? Szambo to szambo - pachnie, bo musi. Albo to pierwsza lub ostatnia tego typu transakcja? Więc lepiej dajmy temu spokój, bo jak zwykle w podobnych przypadkach oberwą zupełnie niewinne osoby. Cha, cha, cha!

Mógłbym do tej swojej uchy wrzucić jeszcze dziesiątki innych "rybek" pochodzących z remanentu ostatnich wydarzeń. Ale tego nie zrobię. Brakuje miejsca i nerwów szkoda. I niech tę zupę każdy sam sobie przyprawi w domu. Każdy gotuje przecież własną uchę.

Bo ta ucha nazywa się życie.

Marek Teschke

2003.01.29