Reality-show

Musiałem użyć tego angielskiego określenia, bo polskie "transmisja na żywo" nie oddaje stanu faktycznego. Reality-show jest bowiem równocześnie podglądaniem. Ale podglądaniem dość specyficznym, gdyż podglądany wie o tym, że patrzymy na niego przez "dziurkę od klucza" i zakłada aktorską maskę, a niektórzy nawet zachowują się jak gwiazdy.

Mamy taki serial w TV3 I TVN24, a nazywa się to "Posiedzenia Komisji Specjalnej". W swoim telewizorze nie mam tych kanałów (jak i część innych szczycieńskich telewidzów, którzy nie mają telewizji kablowej). Mógłbym tu dodać "na szczęście", bo może ukradziono by mi dodatkowe minuty mojego życia. Ale to co oglądam w różnych wiadomościach wystarczy mi w zupełności. I to w nadmiarze. Obecnie odbywa się walka na noże o angaż do tego przedstawienia. Jedni są odwoływani, drudzy powoływani, inni rezygnują sami. Jednym słowem normalne manewry jak przed spektaklem w teatrze, kiedy z góry wiadomo, że przedstawienie będzie się cieszyło popularnością, czyli że będzie miało tzw. oglądalność.

Czy z tego może wyniknąć coś dobrego? Może. Ale zupełnie nie to, po co ta wysoka komisja została powołana. Czyli do wyjaśnienia tzw. "afery Rywina". Mój znajomy emerytowany leśniczy mówi nawet, że komisja została powołana po to, aby całej sprawie ukręcić łeb i pod pozorem wyjaśniania sprawę zaciemnić lub przynajmniej zmieść pod dywan. W takim razie rodzi się pytanie...

Kto na tym skorzysta?

Otóż może być tak, że skorzystamy wszyscy. Jeżeli tylko będziemy chcieli.

Bowiem wnioski możemy wyciągnąć łatwo. Pierwszy to taki, że jest obecnie możliwe, a może nawet dość powszechne, że handluje się w naszym kraju ustawami, czyli można powiedzieć szerzej - prawem. Mądry człowiek od razu zacznie grzebać w kodeksach i dziennikach ustaw i zastanawiać się, które z obowiązujących przepisów zostały przehandlowane, które partie na tym zarobiły i kto się wzbogacił. Naturalnie możemy podejrzewać, że wielokrotnie to się naszym demokratycznie wybranym przedstawicielom udało, a sprawa została przeprowadzona bez nagrań, po cichu i po ciemku. Wynik jest taki, że teraz będziemy uważnie przyglądać się każdej ustawie, każdemu rozporządzeniu, a nawet każdej uchwale naszego lokalnego samorządu podejrzewając, że Michnika przy tym nie było i nie miał kto nagrywać rozmów, poprzedzających oficjalne posiedzenia, na których prawo było stanowione. Mamy więc szansę - dzięki "Komisji Specjalnej" i "aferze Rywina" doczekać się takich czasów, że prawo będzie stanowione dla dobra społeczeństwa, a nie w interesie partii, grup czy indywidualnych osób, którym nie chodziło o nic innego tylko o...

Stanowiska!

Można bowiem wysnuć i wniosek drugi. Przy okazji załatwiania interesów dla partii czy grup nieformalnych załatwia się też coś dla siebie. W ich mniemaniu niewiele, jakąś tam pensyjkę - w wysokości miesięcznej nie przekraczającej rocznej zapomogi dla trzydziestu bezrobotnych, oraz gwarancji, że zwolnić takiego osobnika nie można, chyba że dostanie odprawę w wysokości swojej trzyletniej pensji. Jak nie można inaczej - dobre i to.

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na pewną wypowiedź pana świadka Kwiatkowskiego, kiedy mówił o nieformalnej grupie zwanej "Ordynacka", czyli grupie byłych działaczy studenckich najwyższego szczebla (nie mylić ze "Stowarzyszeniem Ordynacka" powołaną podobno w zbożnych celach). Otóż świadek Kwiatkowski nie uważa za dziwne, że kilku z nich zrobiło wybitne kariery polityczne i gospodarcze. A miał na myśli siebie, panów Czarzastego i byłego ministra skarbu Kaczmarka oraz kilku innych, których nazwisk nie zapamiętałem. Byli zdolni i wykształceni więc karierę zrobili. Bo każdy może zrobić karierę. Tylko ja mam trochę inny pogląd. Otóż czołowych byłych działaczy studenckich było kilkunastu, nawet kilkudziesięciu, a nas tu w Szczytnie mieszka prawie trzydzieści tysięcy ludzi, z tego wielu jest wybitnie uzdolnionych, wykształconych i co? Żaden z nich nie dochrapał się stanowiska ministra. Widać nie należał do tej grupy co trzeba. Bo sedno sprawy, co wyszło jak szydło z worka w czasie prac "Komisji", że my i oni to są...

Zupełnie inne gatunki ludzi?

Czyście to zauważyli? Aby sprawy nie przedłużać posłużę się skrótem myślowym. Ci ludzie za zupełnie coś normalnego uważają, że ustawę (rozporządzenie, uchwałę) można kupić, załatwić lub przegłosować (o ile dysponuje się odpowiednią przewagą w danym gremium); że dla takich ludzi pieniądze, to są grube tysiące czy miliony, a nie jakieś grosze czy złotówki, którymi my dysponujemy; wreszcie, że nawet demokratyczne władze, sejmowe komisje czy prokuratorów mają "gdzieś". Zdają się śmiać im w nos: "Co mnie tam taki poseł będzie przesłuchiwał. Jak będę chciał to odpowiem, a jak nie - to oświadczę, że zapomniałem, albo że nie będę działał na własną szkodę. Przecież i tak wszyscy wiedzą - myśli jeden z drugim - że decyzja ani nie należy do prokuratora, ani do członków komisji, bo decyzje zapadają gdzie indziej". I to bynajmniej nie w niebie chociaż też u góry.

Czy nie ogarnia was przerażenie, że jesteście gorszym gatunkiem obywatela, bo mnie tak. Ale czy chciałbym być tym lepszym? I czy naprawdę zawsze postępuję inaczej?

Ale o tym już w następnym felietonie.

Marek Teschke

2003.03.05