WIOSNA? CHYBA TAK

Wtorek, 29 marca

Sobotę i niedzielne świąteczne przedpołudnie spędziłem w Warszawie, a właściwie w Zalesiu Górnym. Jadłem pyszności świątecznego stołu, po drodze zaś obserwowałem wiosenną stolicę. Bardzo rzadko miałem okazję oglądać Warszawę z fotela pasażera, a siedząc za kółkiem kierownicy nie widzi się niczego prócz idiotyzmów, jakie wyczyniają inni kierowcy. Powinno się wymyślić urządzenie, a może światła, które sygnalizowałyby innym kierowcom liczbę lat praktyki prowadzącego samochód przed nami. I gdyby jeszcze istniały auta, którymi nie można by ruszyć w drogę, jeżeli kierowca wypił bodaj kieliszek wina. Naturalnie, niczego takiego wymyślić się nie da. Przynajmniej w najbliższym czasie. Natomiast istnieje możliwość uderzenia Polaków w najczulsze miejsce - czyli po kieszeni. Za używanie samochodu do przestępstwa - konfiskata narzędzia zbrodni. Można by też nakładać wysokie kary więzienia za przekraczanie przepisów kodeksu drogowego. Karać nie zabieraniem punktów, a zwyczajnie - więzieniem. I wówczas można będzie powiedzieć, że na nasze drogi, zgodnie z prawami natury, wkroczyła wiosna.

... Z pieca spadło

Środa, 30 marca

Jedno jest pewne: wiek XXI to nie tylko zmiana cyferek w dacie. Stało się coś, o czym nie wiemy, a domyślić się tego nie sposób. Tak wielki ekosystem, jakim jest planeta Ziemia - żyje. Żyje własnym życiem. W jej środku, a także w skorupie ciągle coś się dzieje. W ubiegły poniedziałek w rejonie, gdzie w grudniu doszło do katastrofalnego trzęsienia ziemi i olbrzymiej fali tsunami, znów wystąpiły wstrząsy o olbrzymiej sile 8,7 stopnia. Ale fala tsunami była niewielka - tylko trzymetrowa. To tak się mówi: 3 m - jedna kondygnacja w bloku mieszkalnym. Trzeba by wziąć jakąś mapę i kredką namalować poziomicę 3 m, na przykład na mapie Polski, i zobaczyć, co by się stało, gdyby poziom wody podniósł się o 3 m. Spróbujcie to zrobić. Zobaczycie, że ogarnie was przerażenie, a włosy staną wam dęba, kiedy wyobrazicie sobie, że taka pojedyncza fala pędzi na was z olbrzymią szybkością.

Trochę straszę czytelnika. Ale to celowo, bo chcę zadać zasadnicze pytanie: czy jest możliwe przewidzenie takiej katastrofy? i sam sobie na nie odpowiadam - tak. To dlaczego się tego nie robi? Powoli dochodzimy do wniosku, że trzeba to zrobić. Tylko za co? Te państwa, które na to stać, mogą częściowo uratować swoje społeczeństwa w odpowiednim czasie informując ludzi o zbliżającej się katastrofie. Ale do katastrof dochodzi najczęściej w takich rejonach, gdzie nakłady na naukę i badania są minimalne albo prawie żadne. Polska stopniowo dołącza do tych państw. Są tacy, którzy twierdzą, że w naszej sytuacji gospodarczej, ale lepiej nazwijmy to dosłownie: biedzie - wydawanie pieniędzy na badania naukowe dotyczące trzęsienia ziemi - to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Tak myśleli wszyscy, prócz naukowców. No i co? Chyba nic, prócz tego, że w naszym regionie Wielkich Jezior Mazurskich na 6. piętrze bloku przeżyłem trzęsienie ziemi, a nawet dwa. Od tej chwili wierzę, że wszystko jest możliwe. Czy może mi ktoś dać gwarancję, że w następnym takim zdarzeniu ziemia nie zapadnie się o te głupie 3 m? Nie ma takiego mądrego, który by mi zagwarantował, że tak się nie stanie. Dlaczego? Bo nikt nie robi takich badań. A dlaczego nie robi? Bo nie ma pieniędzy na badania. A raczej na wyrzucanie ich w błoto - jak twierdzą inni. Jednak roztropne rządy, gdyby znalazły się na naszym miejscu, zwiększyłyby natychmiast nakłady na te badania o co najmniej 100%. Piszę to, aby w razie czego nie było na mnie, że nie uprzedzałem. Więc powtarzam jeszcze raz - nowy rząd powinien podwoić nakłady na naukę i badania. Nawet teraz, gdy wydaje się, że podobne działania nie mają sensu. Ręczę, że sens mają.

* * *

Ostatnio czytam mnóstwo na temat nowotworów złośliwych. Na badania tych chorób też nie mamy pieniędzy i też obudzimy się "z ręką w nocniku", gdy okaże się, że na coś znów postanowiliśmy dać za mało. Jesteśmy teraz na etapie dochodzenia do wniosku, że profilaktyka jest tańsza od leczenia. A my - podobno - nie mamy pieniędzy na leczenie. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że... powinniśmy chorować w pierwszych dwóch kwartałach, bo w drugim półroczu nie będzie pieniędzy nawet na najpotrzebniejsze lekarstwa. I to jest prawda. Więc szpitale od lipca zaczynają się zadłużać. Muszą. Bo nie wyobrażam sobie, aby w szpitalach czy klinikach pracowali lekarze, którzy potrzebnego leku nie sprowadziliby, gdy jest potrzebny. A przecież można było wiele pieniędzy zaoszczędzić, w odpowiednim czasie wydając je na badania. Wiarygodny lekarz-profesor przekonał mnie, że wykonując badania lekarskie w odpowiednim czasie, można by utrzymać przy życiu kilkadziesiąt tysięcy chorych rocznie. Tak, tak. A wykrywając raka w okresie nazywanym I i II stopniem rozwoju nowotworu złośliwego oszczędzamy górę pieniędzy i ratujemy ludzkie życie. Ale my wykrywamy raka, gdy osiągnął on III lub IV stopień rozwoju. Naturalnie, staramy się ratować pacjenta, wydajemy pieniądze na drogie badania i leki, angażujemy ludzi, ale wynik jest wiadomy - w 90% wysiłki lekarzy są bez sensu. Pozostałe 10% to... cuda. Ludzie nie mieli prawa wyzdrowieć, ale wymodlili sobie przedłużenie życia o kilka czy kilkanaście miesięcy.

Najmodniejsze, ale mające solidne podstawy naukowe są badania genetyczne, w czasie których, badając nasz kod genetyczny, możemy stwierdzić, czy mamy skłonność do danego typu raka, czyli czy należymy do grupy "zwiększonego ryzyka". Na szczęście ta metoda znalazła uznanie w oczach finansowych decydentów. Powstają onkologiczne poradnie genetyczne. Jest ich już w Polsce 23 (w Olsztynie też, ul. Jagiellońska 78). I co się dzieje, gdy nas zakwalifikują do grupy "zwiększonego ryzyka"? Ano zrobią nam częstsze badania i wykryją raka w czasie, gdy osiąga I lub II stopień rozwoju i jest w 60, a nawet większym procencie uleczalny. Informację tę kieruję do lekarzy pierwszego kontaktu. Wysyłajcie do tych poradni swoich podopiecznych, gdy tylko stwierdzicie, że w rodzinie pacjenta były dwa przypadki raka złośliwego. W poradniach będą wiedzieli, co z tym zrobić. Za małe pieniądze! Jak? Odwiedźcie poradnię, to się dowiecie. To was nie będzie nic kosztowało. W każdym razie lepiej żyć bez jajników niż całymi miesiącami męczyć się w szpitalu z wiadomym skutkiem, wydając przy okazji całe góry pieniędzy. A na badanie kodu genetycznego nie trzeba dużo. Więc namawiam na "wyrzucanie pieniędzy" na badania kodu genetycznego, na Onkologiczne Poradnie Genetyczne. Tym razem "wyrzucanie" oznacza oszczędności. I ratuje ludzkie życie.

A przecież przyszła wiosna. Wspaniała pora roku - pod warunkiem, że jesteśmy zdrowi.

I obyśmy w zdrowiu doczekali czasów, gdy "wyrzucanie pieniędzy" na badania naukowe stanie się modne. Moda na zdrowie, to zdrowa moda.

Marek Teschke

2005.04.06