SPRAWY WAŻNE I MARGINESOWE

Piątek, 14 maja

Nie pisałem w poprzednim tygodniu o ważnych wydarzeniach z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że trudno mi przewidzieć, co się stanie za kilka dni (a notatki te muszę dostarczyć do redakcji z pewnym wyprzedzeniem), a przede wszystkim dlatego, że bardzo ważne zdarzenia, które miały miejsce, wymagały starannego przemyślenia.

... Z pieca spadło

Jak można się domyślić, chodzi mi o śmierć dziennikarza i jego tłumacza, który zawodowo w tv zajmował się montażem. Celowo nie wymieniam nazwisk, bo sprawa, choć w tym przypadku dotyczy Polaków, ma szersze znaczenie - w Iraku bowiem zginęło już 25 dziennikarzy.

Reporter wojenny to niebezpieczny zawód. Pracuje się w miejscu, w którym strzelają, bombardują i podkładają miny i jest się na nie narażony tak samo, jak inni uczestnicy wojny. Uważa się też, że przedstawiciele prasy, radia i telewizji są neutralnymi obserwatorami zdarzeń i po to filmują (opisują) działania wojenne, aby przekazać wszystkim, którzy sami tego nie mogą czynić, prawdę o wojnie. I w ten sposób docieramy do sedna moich przemyśleń: każdy, kto zabija dziennikarza chce tę prawdę ukryć. To przecież logiczne. Prawdy o wojnie nie ma kto przekazać. Jeżeli więc miałem dotychczas jakieś wątpliwości dotyczące celowości działań koalicji, śmierć naszych dziennikarzy rozwiała je do reszty. Smutne, że trzeba śmierci, aby to zrozumieć. Zrozumieć także śmierć polskich żołnierzy - umierają przecież za nas i w sprawiedliwej sprawie.

Sobota, 15 maja

Dzięki telewizji i możliwości niemal natychmiastowej obserwacji tego, co się dzieje na świecie, w tym także w Iraku i Palestynie możemy wyrobić sobie też zdanie o uczestnikach zdarzeń. Zadziwia więc m.in. ilość młodzieży i dzieci biorących udział w działaniach wojennych, partyzanckich czy terrorystycznych. Cywilizowany świat zachodni chciałby, aby zamiast karabinów czy pocisków przeciwpancernych, te dzieci usiadły w ławkach szkolnych, przed komputerami, a starsi zamiast strzelać zabrali się do pracy. Umożliwienie im tego należy do społeczeństw bardziej rozwiniętych: mają na to pieniądze i możliwości. Sprawa wydaje się więc prosta. Ale nie do końca. Starzy ludzie, którzy pamiętają okres po drugiej wojnie światowej, a także już bliższe nam pokolenie walczącej o wolność ojczyzny "Solidarności" poznało na własnej skórze, co oznacza przestawienie się z walki na pracę. W walce o wolność byliśmy zdolni do największych poświęceń - do pracy trudno się przyzwyczaić. Dla młodych w Iraku czy Palestynie, odstawienie karabinu w kąt i złapanie się za przysłowiową łopatę jest prawie niemożliwe. Tak się bowiem składa, że zwyczajna codzienna praca jest czymś nudnym, a przez to uciążliwym, gdy tymczasem strzelanie i zabijanie (to co, że często za cenę własnego życia) jest ciekawe, podnosi adrenalinę, nadaje niemożliwe do osiągnięcia w czasie pokoju prawa. Nakłonienie tej strzelającej, a nawet czasami tylko rzucającej kamieniami młodzieży do zwykłej i nudnej nauki i pracy graniczy z cudem. Czy strach przed śmiercią i ustąpienie przed siłą są zdolne ich do tego nakłonić? Wątpię. A przynajmniej nie od razu. A to przecież tylko jeden, wcale nie najważniejszy aspekt wojny i terroryzmu.

Niedziela, 16 maja

Muszę też wrócić do spraw krajowych. Otóż bardzo noźne okazało się hasło prezydenta Kwaśniewskiego, który zadeklarował na początku pierwszej swojej kadencji, że chce być prezydentem wszystkich Polaków. Zyskał wielkie poparcie (nie bez udziału swojej małżonki) w narodzie. I chociaż nie wszyscy (ze względu na przeszłość) uważali go za swego prezydenta, to jednak trzy czwarte społeczeństwa uwierzyło w jego słowa. Czy ja w nie uwierzyłem? Moje zdanie nie ma tu najmniejszego znaczenia, ale jeżeli już ktoś ciekawy, to powiem: pełen nieufności uważałem, że w wielu wypadkach postępuje fair. Potem miałem okazję wątpić coraz częściej, aż wreszcie nadszedł czas, kiedy wiadomym się stało, że premier Miller musi odejść, a prezydent powołał na jego następcę prof. Belkę, który skompletował SLD-owski rząd, a prezydent "wszystkich Polaków" robi wszystko, aby ten gabinet uzyskał poparcie w sejmie, nie bacząc na to, że SLD cieszy się zaledwie 8% poparciem społeczeństwa. Każdy, kto potrafi myśleć logicznie wysnuje z tego wniosek, że "wszyscy Polacy" to dla prezydenta te 8% członków SLD. A co z pozostałymi 90% narodu, którego rządy SLD nie zadowalają? To margines? Czyżby ich prezydentem pan Kwaśniewski być nie chciał? A jeżeli chce, to dlaczego robi to, co robi? A może ja nie jestem Polakiem, albo może Polakiem gorszego gatunku? Najprawdopodobniej jednak prezydent Kwaśniewski nie chce być moim prezydentem. Trudno, jakoś to (może?) przeżyję.

Poniedziałek, 17 maja

Muszę też wrócić do sprawy wpadek policji. Prócz tego, co wszyscy na co dzień słyszą w tv, chciałbym dorzucić jeden, ale istotny fakt, a właściwie pytanie: dlaczego w szafie z pociskami gumowymi do broni gładkolufowej znalazły się pociski do broni myśliwskiej tzw. breneki? O ile mi wiadomo odpowiednia konwencja międzynarodowa zabrania używania takich pocisków nawet w działaniach wojennych? Mogą być używane jedynie w polowaniach na grubego zwierza. W Polsce na dzika. A może się mylę? Proszę o wyjaśnienie.

I obym w dobrym zdrowiu doczekał takiego tygodnia, w którym zabraknie mi tematu do opisywania zdarzeń wyjątkowych.

Marek Teschke

2004.05.19