Jak pisaliśmy na początku sierpnia, pszczelarz Józef Ciechanowicz, biegacze AKB i drużyna rowerowa „Kręcioły” zorganizowali „I Bieg do Ula”.

Za pan brat z pszczołami

 

Trasa wyścigu biegła po polnych drogach w okolicach Kamionka i nad dużym jeziorem. Gdy zawodnicy przybyli na metę, a pamiątkowe medale i puchary zostały już wręczone, uczestnicy i kibice mieli okazję zapoznać się z procesem pozyskiwania miodu i budową pasieki. Mało tego, kto pragnął wykazać się szczególnym męstwem mógł osobiście wejść do ula. Może brzmi to dość dziwnie, bo jak wiemy ule są na ogół niewielkie, ale... Specjalnie na okoliczność biegowej imprezy Józef Ciechanowicz przygotował niespodziankę, czyli taką oto konstrukcję - fot. 1. Był to rodzaj chatki-ula, w której swobodnie mógł zmieścić się człowiek, albo nawet dwóch ludzi. Na początek dla zachęty do środka wszedł sam mistrz sztuki miodobrania. No tak, ale ul nie byłby ulem, gdyby nie

 

 

zamieszkiwały w nim pszczoły, zatem wypuszczony został cały ich rój - fot. 2. Świadkom tej sceny włos zjeżył się na głowie, już ten i ów widział oczyma wyobraźni jak pszczelarz pokąsany setkami żądeł, słaniając się na nogach, biegnie w kierunku zbawczego jeziora, ale nic takiego nie nastąpiło. Ani jedna pszczoła nie użądliła śmiałka, który z uśmiechem na ustach zachęcał co odważniejsze osoby do towarzyszenia mu. I jak myślicie, szanowni Czytelnicy, czy znaleźli się ryzykanci gotowi poddać się próbie niezwykle ostrych i piekących pszczelich żądeł? Najpierw do ula wszedł odważnie Krzysztof Wilczek, znany inicjator wielu akcji sportowych i społecznych. Po nim, gdy okazało się, że nie dzieje mu się żadna krzywda, weszły i inne osoby, nawet reprezentantki płci pięknej, m. in. Dorota Wiśniewska, była mieszkanka Szczytna, a obecnie warszawianka - fot. 3. Jak to w ogóle możliwe, że można wejść do ula pełnego pszczół i

 

pozostawać w nim dłuższą chwilę, nie będąc przy tym pokąsanym? - Najwięcej zależy od pogody, bo gdy świeci słońce i jest ciepło pszczoły nie są w ogóle agresywne – wyjaśnia Józef Ciechanowicz. Wówczas, jak dodaje, owady te pochłonięte są tylko jednym zadaniem – zbieraniem pyłków i nic innego już ich nie interesuje, nawet człowiek przebywający w ulu. Stojąc między pszczołami należy jednak zachowywać się spokojnie i cicho oraz nie wykonywać gwałtownych ruchów. Takie właśnie pouczenie otrzymali wszyscy śmiałkowie wchodzący do ula-chatki. - Co innego, gdy jest pochmurno i deszczowo. Wówczas pszczoła, nie mogąc wylecieć po zbiór pożytku, jest agresywna i użądli każdego kto wściubi nos do ula - przestrzega pszczelarz.

POFAŁDOWANY ASFALT

 

Pewien szczytnianin z urodzenia, który dobrych kilka lat temu wyprowadził się z naszego miasta postanowił tego lata odwiedzić stare śmieci. Podróż była dość długa, ale w końcu znalazł się już na rogatkach miasta, czyli w Korpelach. Gdy dojeżdżał do stacji benzynowej zaskoczyły go zmiany - nawierzchnia szosy stała się równa, po jednej i drugiej stronie zauważył barierki odgradzające ruch pieszy od samochodowego i sporą zatoczkę stanowiącą przystanek autobusowy - fot. 4. A pamiętał jak kiedyś podróżni oczekujący na autobus tłoczyli się w tym miejscu na poboczu szosy, co nie było bezpieczne. - No tak, miasto zmienia się na plus i to wyraźnie - rzekł do współtowarzyszy podróży. Po czym śmignął dalej zadowolony, przekraczając nawet nieznacznie dozwoloną prędkość na obszarze

 

zabudowanym, bo nawierzchnia była taka gładka. Ba, nagle auto zostało podbite do góry, po czym zatrzęsło niemiłosiernie, gdyż kawałek za stacją benzynową nowy asfalt nagle się skończył a zaczęła stara, straszliwie pofalowana nawierzchnia - fot. 5. Na zdjęciu dokładnie tego nie widać, ale wyżłobione w asfalcie koleiny mają co najmniej kilkanaście centymetrów głębokości, a w dodatku przy krawężniku występują liczne pęknięcia nawierzchni i dziury. Także chodnik w tym miejscu prezentuje się nieciekawie. Pokrywają go stare wyszczerbione i popękane płytki, pamiętające jeszcze czasy komuny. - Ów fragment miejskiej infrastruktury nie wygląda dobrze, a przecież stanowi wjazd do miasta i to od strony stolicy województwa – komentuje swoje spostrzeżenia nasz podróżnik.

FAŁSZYWY ADRES

 

Kawałek dalej za tym, gdzie kończy się nowa nawierzchnia, a zaczyna stara stoją rozmaite reklamy i tabliczka informacyjna oraz gablotka. Ta ostatnia wygląda, jak wygląda, cała oblepiona wywieszkami i plakacikami naklejanymi jeden na drugim (tak zresztą prezentują się wszelkie inne miejskie gablotki tego typu oraz słupy ogłoszeniowe). Z kolei niebieska tabliczka informacyjna wskazuje kierunek, w którym należy się udać do punktu informacji turystycznej oddalonego, jak obwieszcza, o 1 400 m - fot. 6. Oprócz odległości podany jest też adres, niestety, fałszywy, gdyż przy ul. Polskiej 18, gdzie mieści się Zespół Szkół nr 2, żadnej informacji nie uzyskamy. Owszem, w placówce tej działał punkt informacji turystycznej, ale tylko do czerwca tego roku. Od lipca, jak wiedzą nasi

 

Czytelnicy, bo pisaliśmy o tym niedawno, został on przeniesiony do ratusza i teraz znajduje się na parterze, tuż za wejściem głównym, które z kolei wygląda tak - fot. 7. Widok ten mierzi niektórych naszych Czytelników odwiedzających siedzibę władz samorządowych. Twierdzą oni, że nie przystoi, aby pojemniki na śmieci witały ich u progu tak szacownego gmachu i dodają, że taka ozdoba jest całkowicie nietrafiona. Cóż, elementy te nie pełnią roli dekoracyjnej, a propagandową. Mają namawiać do segregacji odpadków, choć z drugiej strony, skoro władze miejskie oraz ZUK twierdzą jednogłośnie, że segregację mieszkańcy Szczytna wykonują wzorowo, może już dość tej śmieciowej propagandy i czas zabrać kosze.

OKROPNE WEJŚCIE

Natomiast rzeczywiście okropne wejście wiedzie do parku nad dużym jeziorem od strony ul. Pasymskiej. Tam spod gołej ziemi wyłaniają się resztki jakiegoś pewnie przedwojennego bruku, bardzo nierównego, na którym o potknięcie nietrudno. W dodatku parę kroków dalej sterczy z ziemi jakiś pniak, stanowiący kolejną przeszkodę - fot. 8. W parku znajdują się liczne urządzenia do zabawy dla dzieci i z tego powodu jest on, gdy panuje ładna pogoda, tłumnie odwiedzany, a tu takie kwiatki u wejścia – istny tor przeszkód, zwłaszcza dla maluszków, które nie całkiem opanowały jeszcze sztukę chodzenia. Od strony ulicy park ogrodzony jest niskim murkiem, pomiędzy którego elementami umocowane były niegdyś ławeczki. Dziś, niestety, ślad wszelki po nich zaginął, widać jedynie resztki metalowych mocowań. Z kolei poszczególne odcinki murku są mocno zniszczone - kruszą się ścianki, ukazując luźne kamienie i żwir wypełniający wnętrze konstrukcji.

M.R.P.