Ośrodek wczasowy w Kobylosze cieszący się kilka lat temu większym wzięciem niż znane plażowiska w Nartach i Warchałach, pozostaje nieczynny już trzeci sezon z kolei. Powoli obraca się w ruinę, zarastając wysoką trawą i chwastami.

Zapomniany ośrodek

LATA PROSPERITY

Był w Kobylosze ośrodek wczasowy zwany popularnie nauczycielskim, ale dostępny dla wszystkich, tak turystów, jak i mieszkańców Szczytna oraz okolic. Przed laty cieszył się wielkim uznaniem i stanowił poważną konkurencję dla plażowisk w Nartach i Warchałach. A było co wynajmować i gdzie mieszkać, bo w skład tego niemałego obiektu wchodziły i nadal wchodzą 33 domki, dwa małe hoteliki i jeden duży na 50 osób. To ten ośrodek był m. in.

punktem docelowym jednego z pierwszych „kurkowych” rajdów pieszych, który odbył się w 1997 r. Impreza, ku naszemu zdumieniu, zgromadziła kilkuset czytelników, a zabawa i relaks były świetne.

SZCZYPTA HISTORII

Początki „nauczycielskiego” wczasowiska sięgają lat 70. Wówczas był on we władaniu szczycieńskich pedagogów i służył im do letniego wypoczynku oraz szkolenia. W następnej dekadzie całość zaanektowała Warszawa, a konkretnie Dom Kultury Nauczyciela z siedzibą na Woli. Okres świetności ośrodka zaczął się natomiast w 1992 r., kiedy to kierownictwo i pieczę nad nim objął nieżyjący już dziś Janusz Napiwodzki.

- Ojciec traktował wczasowisko, jakby było ono jego własnością. Sam nie raz jeden pomagałem mu w naprawach dachów na domkach - mówi „Kurkowi” Tomasz Napiwodzki syn Janusza, dodając, że robili to całkowicie społecznie. Jak wspomina, ojciec dbał o każdy nieomal szczegół, pielęgnował nie tylko turystyczne obiekty, ale dbał i o zieleń, no i w ogóle prowadził ośrodek wzorowo. Wczasowisko było dostępne dla wszystkich, latem rozgrywano tu różne zawody, w tym w rzutach spinningiem, i to rangi ogólnopolskiej. W sumie Janusz Napiwodzki zajmował się ośrodkiem 15 lat.

Kres nadszedł niespodziewanie u schyłku 2006 r. Administrator ciężko zachorował i jednocześnie przyjechali wówczas oficjele z Warszawy, wręczając wszystkim pracownikom wypowiedzenia. Janusz Napiwodzki, powalony chorobą, nie był w stanie niczego uczynić w obronie miejsc pracy, czy samego ośrodka. Obiekt zamknięto i odtąd wszystko się skończyło.

- Domki letniskowe oraz hotelik pozostawiono na zimę bez spuszczenia wody, wskutek czego mogły nastąpić liczne awarie instalacji wodociągowych - mówi nam Tomasz Napiwodzki.

WCZASY NIE TYLKO DLA OCHRONY

Od grudnia 2006 roku ośrodek pozostawiony sam sobie powoli niszczeje i zarasta trawą oraz chwastami. Jak dowiedzieliśmy się z nieoficjalnych źródeł, dwa domki jako tako uszykowano i w okresie lata wczasują w nich ochroniarze, którzy są jedynymi rezydentami ośrodka. „Kurkowi” udało się ustalić, że po rozmaitych perturbacjach związanych z przekształceniami własnościowymi, obecnym właścicielem, a właściwie dzierżawcą wieczystym obiektu stał się Dom Kultury „Działdowska” w Warszawie, którym kieruje Anna Podłucka. Pani dyrektor nie udzieliła nam żadnych informacji, odsyłając do burmistrza dzielnicy Wola w Warszawie.

- W tym roku Urząd Dzielnicowy Warszawa Wola zaczął poszukiwać kandydata na zarządcę ośrodka, przygotowywany jest też plan użytkowania obiektu, przeprowadzi się także inwentaryzację - informuje nas burmistrz Woli Marek Andruk.

Zapewnia, że już w przyszłym roku wczasowisko zostanie uruchomione i jak dawniej będzie dostępne dla wszystkich.

Po trzech latach martwych sezonów, trudno uwierzyć, że nagle od przyszłego roku ośrodek zostanie otwarty. Cóż, poczekamy, zobaczymy.

Marek J.Plitt

Z ostatniej chwili

Ku naszemu zaskoczeniu, 3 sierpnia spotkaliśmy w ośrodku przedstawiciela Domu Kultury „Działdowska” Tomasza Skrobskiego. Poinformował on „Kurka”, że awarie sieci wodociągowej zostały już usunięte, teren okoszony i ta część wczasowiska, która nie przylega bezpośrednio do jeziora została przywrócona do użytkowania. Obiecuje, że ośrodek w przyszłym roku będzie na pewno otwarty.