Wielkimi krokami zbliżają się upalne Dni i Noce Szczytna. Dziś w sobotę (8 lipca) jest 32 oC, a w TVN meteo zapowiadają, że od wtorku ma się ocieplić. A to dobre! Temperatura wzrośnie do 33 oC!!! UFFF, jak gorąco i jak to wytrzymać.

Żar z niebios

Kiedyś, kiedy byłem małym berbeciem, marzyłem o tym, aby choć raz znaleźć się w Afryce, żeby na własnej skórze przekonać się, co to są afrykańskie upały. Dzisiaj żadna daleka i kosztowna wyprawa nie jest już mi potrzebna. Ot, wystarczy otworzyć okno lub uchylić drzwi i już mamy żar tropików, ba, nawet więcej. Kiedy u nas słupek rtęci osiągnął wysokość 31 kreski, w afrykańskim Tunisie było zaledwie + 30, a w takim Kapsztadzie + 18 oC - ojejku, jaki mają tam chłód!

* * *

Skoro żar leje się z nieba, nie dziwi widok skąpo odzianych dziewcząt, idących skrajem szosy i zatrzymujących samochody "na stopa" fot. 1.

- Chcemy koniecznie dostać się na Wałpusz - mówią Agnieszka i Marta, jeszcze do niedawna uczennice, a obecnie absolwentki Gimnazjum nr 2.

Tak się akurat złożyło, że sam szukałem jakiegoś fajnego zakątka do kąpieli, więc śmigamy we wskazane miejsce.

W Wałpuszu woda czysta, w odróżnieniu do cieczy, jaka wypełnia nasze miejskie akweny - wprost kryształowa. Plaża także tu niczego sobie, duże molo, ale korzystających z uroków kąpieli niewielu. Z okolic Szczytna, oprócz absolwentów gimnazjum, są jeszcze chłopcy ze wsi Wały. Przyjeżdżają tu, jak mówi Krzysiek, rowerami, bo woda świetna i jest zjeżdżalnia wodna.

Choć plaża leży na terenie ośrodka wczasowego ("Cicha Polana"), to bramy nikt nie zamyka i nie żąda jakiejkolwiek opłaty za wstęp - fot. 2.

POŚRÓD LASKÓW

Inne podobne i równie, a może nawet bardziej urocze miejsce do kąpieli położone jest jeszcze bliżej Szczytna. To oczywiście jezioro Szczycionek. Dojechać można tutaj autobusem komunikacji miejskiej - fot. 3.

Nigdzie indziej nie znajdziemy tak urokliwie położnej, pośród sosenek i wysokiej trawy autobusowej pętli, w dodatku tuż nad plażowiskiem.

Woda w jeziorku jest jednak brudniejsza niż w Wałpuszu, za to kąpielowiczów pluska się znacznie więcej. Widać dziesiątki rowerów, kilka samochodów, no i baraszkujących w toni - fot. 4.

Tutaj, pośród romantycznych lasków otaczających jezioro, śpiewu ptaków i czasami swojskich zapachów docierających z pobliskich gospodarstw rolnych, można prawdziwie się zrelaksować, wykąpać i wypocząć w spokoju.

Natomiast zupełnie nie rozumiem, jak można wypoczywać nad jeziorem Świętajno, popularnie zwanym Nartami. Tam za pilnie strzeżonymi ogrodzeniami wykonanymi z metalowej siatki i kolczastych drutów namiot stoi przy namiocie, a przy tym namiocie jeszcze jeden namiot. Zaś na samej plaży ludzie ściśnięci jak sardynki w puszce pośród gwaru, jaki panuje tylko na głównych ulicach Warszawy zażywają... wywczasu.

A do licha z takimi wywczasami, dałem drapaka z plaży i tyle było mnie tu widać.

Ha, warszawiacy chwalą sobie pobyt nad jeziorem Świętajno.

Twierdzą, że od dziecka bytują pośród ścisku i hałasów oraz wielu, wielu sąsiadów, bo u nich bloki mieszkalne to nie takie miniaturki jak w Szczytnie, ale potężne mrówkowce. Słowem, w nadświętajeńskim ścisku czują się jak u siebie w domu.

Z powodu upałów życie plażowe nad Nartami przeciąga się do późnych godzin wieczornych. Nawet po 21.00 widać sporo kąpielowiczów w wodzie oraz spacerowiczów, ale chód tych ostatnich jest jakiś dziwny. Jakby stąpali nie po asfaltowym nadjeziornym deptaku-szosie, a chybotliwym pokładzie morskiej łajby.

Ba, barków, barów i temu podobnych punktów gastronomicznych oferujących piwo jest nad jeziorem Świętajno zatrzęsienie, no więc jak tu nie skorzystać...

GASTRONOMICZNE OZDOBY

Ostatnio przybyły nam w mieście ciekawe elementy tzw. małej architektury. U zbiegu ulic Linki i Warszawskiej pojawił się... drewniany kelner.

Reklamuje on niezbyt widoczny z chodnika, bo leżący w głębi pasażu lokal gastronomiczny oferujący m.in. tradycyjne dania mazurskie - fot. 5.

Stał on sobie i stał, aż tu naraz w minionym tygodniu jakiś wandal, albo wandale pozbawili go wiktuałów, które trzymał na tacy. Zabrano mu drewnianą flaszeczkę.

- Teraz jest kłopot. Rzeźbiarz mieszka na Kurpiowszczyźnie, wobec czego trudno z nim o kontakt i nie wiadomo, kiedy dorobi ukradziony element - mówi szef placówki.

* * *

Inne piękne ozdoby - płaskorzeźby - pojawiły się na podmurówce emdekowskiej sceny na powietrzu. Tej rozpościerającej się przed amfiteatrem - fot. 6.

Ale i nie tylko, bo także na ścianie herbaciarni (lewy górny róg zdjęcia - fot. 6.)

- Jest to dzieło Bartosza Myślaka - mówi szefowa tego niepospolitego lokalu Elżbieta Zyra.

Dodaje, że herbaciarnia w ten sposób chce przyciągnąć nowych klientów. Bo choć jest dobrze znana wśród szczycieńskiej bohemy, nie zawadzi, aby odwiedzali ją nie tylko artyści (szerzej o tym zadziwiającym lokalu w następnym numerze).

DOKAZYWANIA SZACOWNYCH GŁÓW

We wsiach i małych miasteczkach z okazji dni tych miejscowości w zabawie bierze udział nie tylko zwykła, szara publika, ale i przedstawiciele lokalnych władz. Podczas niedawnego święta Pasymia burmistrz Lucyna Kobylińska uczestniczyła w wyścigu smoczych łodzi i w ferworze walki wpadła do wody. Zaraz na pomoc pośpieszyły jednostki ratownicze, ale burmistrz nie pozwoliła wziąć się ma pokład. Częściowo na holu, częściowo o własnych siłach dopłynęła do zbawiennego brzegu, wynurzając się z toni niczym nimfa wodna, ku uciesze rozbawionej i zaciekawionej widowni - fot. 7.

Z kolei w Jedwabnie, podczas święta wsi, bito rozmaite sprawnościowo-sportowe rekordy. Między innymi najwięksi wioskowi siłacze przeciągali na linie - i to w pojedynkę - ciężki bojowy wóz Ochotniczej Straży Pożarnej. Do konkursu nie omieszkał przystąpić wójt Włodzimierz Budny. Świetnie zresztą sobie radził, bo pozostawił w pokonanym polu niejednego miejscowego osiłka.

Myślę sobie, że i u nas podczas "Dni i Nocy Szczytna" miejscowi notable także powinni włączyć się we wspólne dokazywanie, a nie ograniczać swojego udziału w imprezie do zasiadania w pseudolożach podczas piątkowo-sobotnich koncertów i uczestnictwa w półtajnych bankietach. Wyścig pływaków od półwyspu do mola odpada, bo woda w jeziorze brudna, ale można by urządzić konkurs w połykaniu na czas jak największej liczby hamburgerów, albo hot-dogów, podlanych obficie keczupem, co dodałoby kolorytu i pikanterii zawodom. Starosta byłby niewątpliwie jednym z faworytów tej konkurencji, a burmistrz może w końcu nabrałby trochę ciała.

2006.07.12