Rozmowa ze Zbigniewem Gontarzewskim, kandydatem na burmistrza Szczytna
- W porównaniu do pierwszej tury, w drugiej głosów przybyło panu niewiele, za to rywalowi blisko dwukrotnie więcej. Wychodzi na to, że on się bardziej przyłożył do zadania?
- Ci, którzy głosowali na mnie, czynili to dlatego, że znają mnie i mój program. Pozostali głosowali przede wszystkim przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Bardzo często spotykałem się z opinią: „Ja do pana nic nie mam, ale jest pan z PiS-u”. Mimo to wynik jest dla mnie satysfakcjonujący.Wspólnie z moimi współpracownikami zrobiliśmy kawał dobrej roboty.
- Szyld partyjny, jak się okazało, był obciążeniem. Ludzie, tak jak w większości dużych miast w Polsce, zjednoczyli się wokół „anty PiS-u”. Pana to dziwi?
- Oczywiście. We wszystkich partiach, tak jak i ugrupowaniach, są ludzie porządni. Od ich aktywności i zaradności zależy, czy wykorzystają swoją przynależność partyjną do rozwoju swojego miasta. A przecież w przypadku partii rządzącej możliwości są zdecydowanie większe.
- Pana rywal sugerował, że jako burmistrz będzie pan jeździł do Olsztyna, czy Warszawy nie po to, by zdobywać środki finansowe, ale po instrukcje partyjne.
Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.