Złamany konar

Tuż u wylotu ul. Jeziornej do ul. Konopnickiej rośnie wielki klon. Drzewo jest stare, a przy tym potężne i stanowi pomnik przyrody. W całej okazałości wygląda tak, jak na fot. 1.

I jak widać swoim ogromem wprost przytłacza przyległy budynek położony przy ul. Konopnickiej 7.

Rosnie tutaj aż 120 lat! Skąd to wiadomo?

Ano przed kilkunastoma laty do Szczytna przyjechała Mazurka, która mieszkała tutaj przed wojną. Jak opowiadała dzisiejszym lokatorom - ów rodzinny dom wybudował jej ojciec w 1884 roku. Data jest zresztą do dzisiaj czytelna i widoczna - wyryto ją bowiem na jednym z kamieni stanowiących cokół budowli - fot. 2.

W tym samym roku budowniczy domu posadził również i opisywany klon. Odtąd rósł on i rósł...

Aż w ubiegłą środę, kiedy nad Szczytnem przeszła wichura połączona z gradobiciem z pomnikowego drzewa oderwał się konar, po czym runął z wielkim łoskotem na ziemię - fot. 3.

I legł na sporym odcinku chodnika przynależnego do ul. Jeziornej. Szczęściem nikt wówczas tędy nie przechodził, no i obeszło się bez wypadku - konar nikogo nie przygniótł.

No tak, ale nie oznacza to, iż niebezpieczeństwo minęło, wszak klon ma i inne równie wielkie konary, które mogą oberwać się w trakcie następnej wichury, stwarzając zagrożenie nie tylko dla osób idących dołem, ale i dla konstrukcji dachu, gdyby spadły akurat na niego...

* * *

Choć mija już drugi dzień po tej małej lokalnej katastrofie (piszemy to w czwartek) wielki konar ciągle spoczywa na chodniku ul. Jeziornej, utrudniając pieszym swobodny spacer (co widać na fot. 3).

Władze samorządowe tłumaczą to tym, iż w ową feralną środę szalejąca wichura połamała znacznie więcej gałęzi i drzew, m.in. w parku przy SP 3, a zatem usuwanie jej skutków trochę potrwa. Obiecują także, iż wkrótce dokonany zostanie dokładny przegląd drzewa-pomnika w celu znalezienia skutecznego sposobu zapobieżenia podobnym wypadkom. Wycinka, z racji statusu pomnika przyrody w grę bowiem nie wchodzi.

MIGAWKI Z GROMU

Tuż za szkołą podstawową w Gromie, jeśli zmierzalibyśmy w kierunku Olsztyna, stoi stary żelbetonowy słup, który kiedyś podtrzymywał druty telefoniczne. Teraz już nieczynny dźwiga nie druty, a bocianie gniazdo. Nasz znajomy Czytelnik, który mieszka nieopodal tego miejsca, zaobserwował, iż od pewnego czasu słup coraz bardziej przechyla się w stronę szkoły - fot. 4.

Grozi to, jego zdaniem, katastrofą. Zwłaszcza teraz, gdy boćki nieustannie znoszą nowy materiał na budowę. Wskutek tego wzrasta jego ciężar, co z kolei powoduje coraz większe odchylenie słupa (wraz z gniazdem) od pionu. W końcu może runąć i po ptokach, czyli po boćkach, ale i nie tylko. Dołem bowiem przebiega wiejska piaszczysta uliczka, którą miejscowe dzieci podążają codziennie do szkoły i z powrotem, więc jeśliby wówczas słup się przewrócił, tragedia byłaby gotowa. Nasz Czytelnik interweniował w Urzędzie Gminy w Pasymiu, ale nie całkiem jest zadowolony z rezultatów. Urzędnicy orzekli bowiem, że słup się nie chwieje, ergo - nie ma niebezpieczeństwa.

Jak dowiedział się "Kurek" samorządowcy z Pasymia byli tu i owszem (dwukrotnie), a konkretnie przedstawiciele wydziału ochrony środowiska UM. Rzecz badali, ich zdaniem, dokładnie i nie stwierdzili zagrożenia tak dla ptaków, jak i dla przechodzących dołem szkolnych dzieci. Słup, mimo że pochylony, jest stabilny. Istnieje wszak możliwość wyprostowania go, ale to zaplanowano na jesień, kiedy bociany już odlecą. Obecna interwencja mogłaby się bowiem zakończyć wypłoszeniem ptaków z gniazda, a że jest teraz pora lęgowa byłoby to działanie bardzo niefortunne.

STAWY, STAWKI I SADZAWKI

Czego, jak czego, ale w Gromie nie brakuje stawów, stawików i sadzawek. Tych mają tu dostatek. Ale nim o lokalnych oczkach wodnych, najpierw przedstawię pewną scenkę, która mnie wprost urzekła. Oto kilka metrów od opisywanego pochyłego gniazda zauważyłem w ogródku jednej z miejscowych posesji spacerującego w najlepsze dzikiego bociana - fot. 5.

Ptak czuł się jak na swoim. Przemierzał ogródek wielkimi krokami na swoich szczudłowatych nogach wyjadając spośród przystrzyżonej pięknie trawy żaby i ślimaki, a przy okazji spłoszył ptactwo domowe. Tylko jeden odważny kogucik (widoczny w lewym rogu fotografii) dotrzymał pola boćkowi. Zachowując odpowiedni dystans przyglądał się swojemu wielkiemu pobratymcowi z należytą rezerwą.

* * *

Zaraz w pobliżu opisywanej posesji znajduje się inna z pięknym stawem w ogródku. Po jego toni pływają kaczuszki oraz dostojna para łabędzi - fot. 6.

- Skąd też się wzięły te piękne i wielki ptaki na tak małym wodnym akwenie - zastanawiałem się kontemplując widok.

Cóż się okazało? Ano ptaki nie są dzikie, a udomowione. Ich właściciel pan Zbigniew Spyra (mieszkaniec Gromu) znalazł je jako pisklęta 6 lat temu na łąkach niedaleko Leleszek. Ulitowawszy się nad ich losem - pozostawiane same sobie wkrótce zginęłyby - zabrał je do domu. Teraz wyrosły z nich, piękne, dorodne sztuki (jest to parka), które przed nastaniem zimy nigdzie nie odlatują. Jeśli zaś chodzi o dzień powszedni, to gdy zapada zmierzch, razem z kurami i perliczkami udają się na nocleg do wspólnego kurnika.

- Domu pilnują lepiej niż pies - mówi pan Zygmunt nieco żartobliwym tonem, wszak nie po to je trzyma, aby pełniły rolę domowego stróża. Agresywny jest zwłaszcza samiec, dlatego staw jest ogrodzony dodatkowo małym płotkiem (co widoczne jest na wklejce w fot. 6). Gdy wcześniej nie było tej przeszkody łabędź-samiec szarżował na każdą osobę, jaka pojawiła się na posesji.

2004.06.23