Eleganckie damy zmierzające w kierunku drogerii. Piękne, dystyngowane. Nikt nawet nie przypuszcza, że mogłyby dopuścić się kradzieży. A to właśnie takie kobiety w większości przypadków stają się sprawczyniami ginięcia ze sklepowych półek drogich kremów lub perfum.

Złodzieje z wyższych sfer

Co ginie?

Stojaki ustawione według rosnących cen kosmetyków danej firmy: L'Oreal, MaxFactor, Manhattan, Maybelline, Astor, Rimmel, Miss Sporty itd. Najdroższy przy kasie, najtańsze przy wyjściu.

Kosmetyki stosunkowo łatwo ukraść. Co za problem wrzucić do kieszeni błyszczyk, kredkę, czy cień do powiek?

- Bywa, że kradną nawet testery - mówi właścicielka sklepu "Image" Krystyna Chuda.

Oprócz drobnych kosmetyków giną perfumy, kremy oraz rzeczy, które akurat znajdują się na stojaku przy wyjściu, np. przybory do paznokci czy włosów.

Drobiazgi znajdujące się przy drzwiach są nie do upilnowania. Żeby je wynieść, nie potrzeba nawet dużego sprytu, bo w tych przypadkach liczy się szybkość. Bywa tak, że ktoś wbiega, łapie kilka rzeczy i ucieka.

- Do naszego sklepu przybiegł kiedyś elegancki mężczyzna, rozejrzał się i zabrał z wystawy kryształowy wazon. Na szczęście moje pracownice pobiegły za nim i został złapany - mówi kierowniczka drogerii.

Eleganckie złodziejki

Jak pracownicy sklepu odróżniają złodzieja od uczciwego klienta?

- Zdarzają się bardzo nietypowi złodzieje. Jasne, że wyglądających podejrzanie, jak i grupek młodzieży, pilnujemy bardziej, ale przekonałyśmy się, że nawet starsza, dystyngowana pani może pod swoim drogim futrem wynieść krem - mówi sprzedawczyni.

Tak było w drogerii "Natura" w Szczytnie.

- Do sklepu weszła bardzo elegancka kobieta, prawdopodobnie Ormianka, w pięknym futrze. Nie wzbudziła swoim zachowaniem podejrzeń pracownic. Dopiero po jej wyjściu zauważyły, że zginęły drogie kremy, niemal z całej półki - opowiada Zbigniew Rokojżo, kierownik filii drogerii "Natura" w Szczytnie.

Okazało się, że schowała je do specjalnie wszytych pod futrem bardzo długich kieszeni.

Stereotypowy złodziej rozgląda się, krąży, czasem zagaduje. Nie jest to jednak regułą, bo wśród kradnących są również dzieciaki, biznesmeni, babcie. Mają najróżniejsze sposoby. Pracownice pamiętają chłopaka w luźnych spodniach, który miał zszyte na dole nogawki i rozprute kieszenie. Nazbierał w tych nogawkach towaru za dużą kwotę. W innym sklepie był jakiś czas temu pan, który próbował schować krem i maszynkę do golenia w rozporek.

- Przyszło do nas troje ludzi. Dwie kobiety i mężczyzna. Jedna z nich zagadywała naszą ekspedientkę, druga kolejną, a mężczyzna kradł wodę toaletową - mówi Krystyna Chuda.

Jak odzyskać stracone pieniądze?

Wiele sklepów wyposażonych jest w monitoring. W niektórych dodatkowo zatrudnia się ochronę. Za straty odpowiadają jednak pracownicy.

Jeśli uda się złapać złodzieja, na ogół nie jest wzywana policja.

- Sami "zapraszamy" delikwenta na zaplecze i podczas rozmowy domagamy się zwrotu towaru - mówi Krystyna Chuda.

Jeśli jest to młoda osoba, obsługa sklepu zapowiada jej, że poinformuje o zajściu rodziców lub szkołę.

Właściciele sklepów zgodnie stwierdzają, że największe żniwo złodzieje zbierają latem, w czasie wakacji.

Najlepsze rozwiązanie

Zdaniem większości pracownic, najlepszym rozwiązaniem jest sprzedaż zza lady. Klienci nie mają wtedy komfortu w wybieraniu, ale kradzieży nie ma, bo nie ma po prostu takiej możliwości.

Jednak urok sklepów samoobsługowych polega właśnie na dostępności towaru. Kobiety same wypróbowują różne produkty (podkłady, szminki, cienie do powiek). Nikt nie pyta, po co starszej pani supermodny tusz dla nastolatek. Panie lubią czuć, że mają możliwość wyboru i spokój w podejmowaniu decyzji.

Anna Jakobsze

2005.03.16