Była burmistrz Pasymia Lucyna Kobylińska od ponad dwóch miesięcy jest na zwolnieniu lekarskim. Zachorowała, bo burmistrz Bernard Mius chciał ją przenieść na inne stanowisko pracy – twierdzą jej adwersarze. Sojusznicy z kolei przypominają, że za rządów Kobylińskiej Mius udał się na blisko roczne zwolnienie, by uniknąć przeniesienia ze stanowiska specjalisty w ZGKiM na traktorzystę.

Zmiana ról po pasymsku

PORACHUNKI OSOBISTE

Między dwojgiem największych adwersarzy w Pasymiu wciąż iskrzy. Do kolejnej potyczki doszło 28 sierpnia na sesji Rady Miejskiej. Pierwsza zaatakowała Kobylińska, zarzucając Miusowi, że ten załatwia z nią osobiste porachunki, narażając samorząd na straty finansowe. Dowodem na to ma być likwidacja stanowiska kierownika USC, na które powróciła po przegranych wyborach w listopadzie 2006 r. Była burmistrz potraktowała to jako zemstę polityczną i odwołała się do sądu pracy. Do czasu prawomocnego wyroku Mius zwolnił ją z obowiązku pracy, mimo że zainteresowana zgłaszała gotowość jej wykonywania.

- Pieniądze podatników są marnotrawione – alarmowała Kobylińska, dodając, że dodatkowym obciążeniem dla budżetu miasta będzie pokrycie kosztów procesu sądowego. Dotychczasowe wyroki były bowiem dla niej korzystne.

TO KŁAMSTWO

Mius w odpowiedzi zarzucił Kobylińskiej kłamstwo.

- Zaproponowałem pani pracę w urzędzie na takich samych warunkach płacowych, ale pani mojej oferty nie przyjmuje – odpierał ataki obecny burmistrz. Oferta miała dotyczyć pracy na stanowisku podinspektora w referacie finansowym.

- Ma wykształcenie w tym kierunku, jest technikiem ekonomistą – tłumaczył Mius. Tymczasem od 1 lipca br. Kobylińska jest na zwolnieniu lekarskim. To – zdaniem burmistrza – dezorganizuje pracę urzędu i powoduje konieczność zatrudnienia dodatkowej osoby na zastępstwo.

BURMISTRZ PROSI I CZEKA

Byłą burmistrz brała w obronę radna Marianna Tańska, wypominając jej następcy, że ten, pracując swego czasu w ZGKiM, też przebywał na wielomiesięcznym zwolnieniu lekarskim, unikając w ten sposób przeniesienia na stanowisko traktorzysty. Takie porównanie Mius uznał za niestosowne.

- Ja proponuję jej stanowisko urzędniczki, nie sprzątaczki – podkreślał.

Tańska nie dawała jednak za wygraną, wypominając, że zanim Kobylińska poszła na zwolnienie, chciała pracować, ale burmistrz wolał płacić jej pobory za nic.

- Jestem w stanie w 100% wytłumaczyć się z tego społeczności lokalnej – odpowiadał Mius i apelował do Kobylińskiej: - Proszę, aby wbiła pani ten topór gdzieś tam w pień. Może pani wracać do pracy, czekam.

Andrzej Olszewski/Fot. A. Olszewski