Odeszła kolejna artystka. Aktorka wielkiej klasy. Z panią Zofią Czerwińską miałem okazję spotkać się tylko jeden raz. Było to 25 lat temu, a jednak do dzisiaj pamiętam ów klubowy wieczór. Zacznę zatem felieton od osobistego wspomnienia.
Na początku lat dziewięćdziesiątych aktorka Tatiana Sosna-Sarno i reżyser Jerzy Gruza otworzyli w Warszawie klub aktorów SCENA. Legendarny lokal SPATiF-u już wówczas nie istniał. Wprawdzie w tych samych pomieszczeniach wciąż działał taki niby klub aktora, ale bez żadnej renomy. Prywatny właściciel lokalu, polski biznesmen z Kanady, nic nie znaczył w środowisku artystów, toteż niełatwo było spotkać u niego jakąkolwiek postać znaną z teatru, czy filmu. Co innego nowo otwarta SCENA. Ponieważ byłem jednym z projektantów wnętrz tego lokalu, a już wcześniej przyjaźniłem się z Tanią Sosna-Sarno, po otwarciu klubu stałem się jego stałym rezydentem, uczestnicząc w licznych wewnętrznych, zamkniętych imprezach towarzyskich.
Zapamiętałem jak Jurek Gruza, opowiadając anegdoty z planu kręconych przez niego odcinków „Czterdziestolatka”, wielokrotnie wspominał Zofię Czerwińską. Zawsze wówczas zaznaczał, że nigdy jeszcze w aktorskim świecie nie spotkał kobiety o tak wielkim poczuciu humoru. Któregoś dnia zaproszony zostałem do SCENY na jakieś okolicznościowe, klubowe spotkanie filmowców. Pośród znakomitych gości była tam także Zofia Czerwińska. Klub SCENA rozlokowano na trzech kondygnacjach. Na piętrze kawiarenka, na parterze ogromna dyskotekowa sala, gdzie za bufetem pracowało około dziesięciu barmanów, ponieważ długi był na 20 metrów. W piwnicy mieściła się restauracja. Zaproszeni goście zgromadzili się przy opisanym barze, gdzie podawano welcome drink. Kiedy przyszli już wszyscy, gospodarz Jurek Gruza poprosił zacne grono, aby zeszło ono na dół, gdzie czekały obficie zastawione stoły. Jurek bywa dość raptowny, toteż, gdy sprowadził gości na dół i stwierdził, że w piwnicy jest zdecydowanie za zimno i zbyt wilgotno, zaczął ostro opier... personel. Przy wszystkich. A wtedy pani Zofia wystąpiła przed front biesiadników i powiedziała: „Jurek, przestań! To przecież ode mnie tak ciągnie chłodem i stęchlizną. Mam już w końcu swoje lata”. Od siebie dodam, że aktorka miała wówczas około sześćdziesiątki. Po takiej wypowiedzi personel pokochał ją nade wszystko i podczas całego przyjęcia dbano o panią Zofię jak o nikogo więcej, choć było wówczas na sali kilka bardziej znaczących gwiazd. Wiem coś o tym, ponieważ siedziałem tuż obok pani Zofii. Przyznam, że do dzisiaj wspominam z rozrzewnieniem jej towarzystwo.
Żartobliwe uwagi Zofii Czerwińskiej trafiały do wielu środowiskowych anegdot.